Świat niesłyszących jest fascynujący. Może głównie dlatego, że wiem, że zawsze pozostanie dla mnie czymś obcym, dalekim, czymś niepoznanym. Chyba na zawsze zapamiętam, gdy podczas dojazdów do liceum jeździły ze mną osoby niesłyszące, a ja potrafiłam, zupełnie nieświadomie, i pewnie trochę w ich odczuciu bezczelnie, wpatrywać się w ich rozmowy. Dla mnie ta ich rozmowa miała w sobie coś z magii. Dlatego właśnie zainteresowało mnie Freak City. Liczyłam na to, że odkryje przede mną chociaż część tego, co nieznane.
Młody Mika właśnie rozstał się z miłością swojego życia. Nie bardzo wie, co w tej sytuacji zrobić, miota się ze swoimi uczuciami - tym bardziej, że i jego "eks" wysyła mu sprzeczne sygnały. A to, że już koniec, a to, że może jeszcze mogliby spróbować, po przerwie. Pewnego dnia Mika trafia do Freak City, miejsca, w którym spotyka Leę. Piękną, odrobinę bezczelną dziewczynę, która okazuje się niesłysząca. Co zrobić? Jak się porozumieć? Jak przypadkowe spotkanie zmienić w coś wartościowego?
Schrocke za pośrednictwem swych bohaterów przybliża czytelnikom choć odrobinę świat głuchych, odróżniając ich zresztą tym samym od osób głuchoniemych. To istotne, bo dla wielu czytelników te dwa światy są często właściwie równoznaczne. Okazuje się zaś, że osoba głucha niekoniecznie też pozostaje niema. To błędne wyobrażenie wynika z tego, że osoby niesłyszące mają pewne obawy przed mówieniem. Freak City stanowi naprawdę niezłe wprowadzenie do życia głuchych. Autorka przemyca w swej książce sporo ciekawostek i naprawdę jej publikacja mogłaby się zapewne spodobać wielu czytelnikom, jednakże...
Cóż, jest jedno wielkie "ale". Kreacja głównego bohatera jest wielkim nieporozumieniem. Można odnieść wrażenie, że autorka nieco się chyba pogubiła, nie bardzo wiedząc, czy zrobić z niego zagubionego piętnastolatka, czy też pełnokrwistego, dorosłego mężczyznę. Z jednej strony mamy więc młodego chłopca, który nie potrafi dogadać się z rodzicami, który wdaje się w nie do końca poważne sprzeczki z najlepszym przyjacielem i który jest zakochany, choć nie do końca zdaje sobie sprawę ze swoich uczuć. Z drugiej strony natomiast ten młody chłopiec, siedząc do piątej nad ranem w barze, upija się whisky z colą (Serio? Piętnastolatek popijający whisky? Można uwierzyć w piwo, wino, może i nawet wódkę, ale whisky?), a jego myśli wciąż zaprzątnięte są seksem czy to z byłą dziewczyną, czy też - z przyszłą. Naprawdę uderza fragment, w którym Mika stwierdza, że uczy się migowego i zbliża do Lei nie dlatego, że chciałby jej w jakikolwiek sposób pomóc, ale dlatego, że marzy o tym, by uprawiać z nią namiętny seks. I w tym momencie po prostu ręce opadają.
Może to kwestia różnicy wieku, może mieszkamy w Polsce, nie w Niemczech i spotykamy się na co dzień z zupełnie innymi realiami jednak w kreacji głównego bohatera zbyt wiele rzeczy za mocno "zgrzyta". I jeśli dzisiejsi niemieccy piętnastolatkowie naprawdę są tacy, jak bohaterowie książki Schrocke, to jest to po prostu przerażające.
Nota na okładce wskazuje na poruszającą powieść o rodzącym się uczuciu nastolatków - dla nastolatków. I chyba tak powinno pozostać, bo wydaje mi się, że ci, którzy swe ostatnie -naste urodziny obchodzili kilka(naście) lat temu, nie mają czego we Freak City szukać.