Euzebiusz Żurek to mężczyzna pod trzydziestkę, autor mrocznych opowiadań. Któregoś dnia jego wydawca, Albert Rozumpolski (człowiek, który w „Zielonym kruku” rozpuszcza fortunę, wydając gnioty zamiast bestsellerów. Złośliwi w nazwie oczywiście mogą rozpoznać jedno z istniejących na polskim rynku wydawnictw) oznajmia, że brakuje mu akcji promującej pisarza. Tłumaczy: „dzisiaj pisarz musi zaistnieć obok książki. Musi być o nim głośno. Musi mieć nazwisko. Być kimś. Bywać”. Radzi też swojemu autorowi: „Potrzebny jest skandal! Rozwiedź się, pobij sąsiada. Wymyśl coś! Jedz surowe koty”.
Żurek, spokojny i cichy, ojciec dwójki dzieci, nie ma zamiaru pomagać pracodawcy, z niesmakiem odrzuca pomysł udawania wariata. Z konieczności przyjmuje zaś zlecenie napisania kryminału. A od tej pory w jego życiu wiele się zmienia… Pierwsza informacja, która spada na Żurka niczym grom z jasnego nieba, to wiadomość o śmierci Rozumpolskiego. Odwołana zresztą po pobycie Euzebiusza na komendzie. Bohater, obserwując własne pociechy, obmyśla fabułę powieści o czterolatku, mordującym rodzinę pampersem. Postanawia zostać bardzo prywatnym detektywem. Wypadki toczą się teraz błyskawicznie. Z pierwszymi zleceniami pojawiają się pierwsze problemy – fałszywe pieniądze, nieistniejący zleceniodawcy, kidnaping, żona odchodząca do narzeczonego – opalonego Czarka – a potem sprowadzająca się z tym narzeczonym do męża. Spokoju samozwańczy detektyw nie znajdzie nawet nad Bugiem – znajdzie tam za to coś innego…
Rowicki często posługuje się zwłaszcza komizmem słowa. Podaje nazwisko anonima, posługuje się cytatami z filmów. Gazeta „Super Fakt” próbuje ożywić umierające miasto, przekształcając nudę w tanią sensację – jest więc i silna satyra, nie tylko na tabloidy. Całość oczywiście zbudowana jest na komizmie sytuacyjnym, głównie – na odwracaniu konwencji. Wszystkie elementy klasycznego kryminału ulegają tu przekształceniu. Wszystko kończy się inaczej niż można się tego spodziewać. Trup jest żywy, z kidnaperką radzą sobie dzieci (które są już prawie dorosłe, bo razem mają niemal sześć lat), nawet poszukiwania kota są połączeniem przynajmniej trzech kryminalnych wątków.
Prosto nakreślone charaktery mają sprzyjać satyrycznemu ujęciu akcji, która toczy się bardzo, bardzo szybko. Zmieszczenie w zaledwie stustronicowej powieści ogromnej ilości wątków mogło się udać tylko dzięki maksymalnej skrótowości i skondensowaniu. Sprzyja temu nie tylko kreślenie charakterów kilkoma zaledwie rysami, ale też upraszczanie fabuły i rezygnacja z opisów. Ciężar akcji spoczywa na dialogach, bez zaznaczania tożsamości rozmówców. Zastrzeżenia do korekty. Kilka razy rozmijają się intencje rozmawiających postaci z zapisem interpunkcyjnym – kiedy bezpośrednio zadane pytanie nie zostaje zakończone pytajnikiem, ciężko znieść błąd tego rodzaju. Na szczęście nie popełnia go Rowicki regularnie, to zaledwie kilka miejsc w całym tekście. „Detektyw Żurek” to lektura lekka i rozrywkowa.
Nie kryminał, nie alternatywa kryminału, a parodia gatunku, karykatura, do granic możliwości przerysowana. Nie „Chmielewska bis”, choć Chmielewska pojawia się tu jako ikona humorystycznej powieści kryminalnej. Rowicki znalazł swój sposób na literacką zabawę, której nie da się wiele razy powtórzyć. Książka raczej dla szukających śmiechu z gatunku literackiego, dla chcących obserwować grę z konwencją. Ciekawe rozwiązania stylistyczne.
Piotr Rowicki bazując na podstawowych informacjach wymyślił świat, w którym działa nader sprawnie, wyrafinowana dinusiowa społeczność. Pisarz wykreował...
Fatum to zbiór dziesięciu gdańskich pereł kryminalnych Najczarniejsze z czarnych, humor, makabra, groteska prosto z barokowej „Wenecji Północy”...