Chyba każdy z nas przynajmniej raz w swoim życiu pomyślał o śmierci. Wielu z nas było na cmentarzu, a niektórzy bywają tam nader często, nie tylko w Zaduszki. Ale czym jest owo osiedle zmarłych z granitowymi sarkofagami, wąskimi alejkami, z tu i ówdzie rosnącymi drzewami, jeśli nie odseparowaną bardzo często wysokim murem częścią większej metropolii? Jakoś tak się utarło w kulturze europejskiej, że ze zmarłymi nie chcemy mieć już wiele wspólnego, ukrywając ich szczelnie pod grubą warstwą ziemi, ponieważ w głębi serca pogodziliśmy się już z ich odejściem. Przecież my wciąż żyjemy, mamy jeszcze czas, więc nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie świata, w którym panującą religią jest śmierć. Łukasz Śmigiel w swej najnowszej powieści zatytułowanej „Decathexis” zaprasza nas właśnie do takiego świata.
Jak sam przyznaje, Śmigiel lubi eksperymentować i zaskakiwać czytelnika nowymi pomysłami. Ale czy na pewno? Jedyną nowością pozostaje jego druga książka zatytułowana „Muzykologia”, będąca - o dziwo! - komedią obyczajową, poza tym pozostaje on wierny swej dziedzinie, najczęściej określanej mianem grozy. Wydaje się to stwierdzenie uzasadnione tym bardziej, że omawiana książka ma być początkiem całej serii. Jeśli o mnie chodzi, cieszę się z powrotu autora „Demonów” do jego ulubionej, mrocznej tematyki, w której czuje się jak ryba w wodzie. Samo słowo „decathexis”, jak pisze Albrecht Kessler, to proces mentalny polegający na przetworzeniu osoby realnej w nierzeczywistą, czyli - innymi słowy - mający nam uświadomić, że po śmierci człowiek ostatecznie odchodzi z tego świata. Śmigiel sprytnie wykorzystał ten moment pracy naszego umysłu będącego w żałobie, tworząc z niej przestrzeń dla zaistnienia swojej mrocznej powieści. Moment zadumy, zastanawiania się nad śmiercią, gdy nie możemy pogodzić świata materialnego, fizycznego z duchowym, metafizycznym, jest zachętą dla demonów, by prześlizgnąć się do świata żywych. Ten sam motyw wykorzystany został choćby w drugiej części „Dziadów” przez Adama Mickiewicza.
Wiemy już, skąd wziął się tytuł, czas więc najwyższy przejść do sedna sprawy, czyli do fabuły. Wszystko dzieje się w roku 1888 w mieście zwanym Kirkut, będącym stolicą świata o znajomo brzmiącej nazwie Kirkegaard. Miejsce swą scenerią przypomina mozaikę obyczajowo-społeczną zaczerpniętą z Francji za panowania Ludwika XIII, połączoną z późnym romantyzmem, z całym jego mrocznym arsenałem dworów, pałacyków wypełnionych lokajami i brudnych wąskich uliczek z pędzącymi powozami. Otóż pewnego dnia zauważono, że w niewyjaśniony sposób z cmentarzy zaczęli znikać pochowani tam zmarli. Rozwiązaniem zagadki zajmuje się młody tanatolog, nowo mianowany szef Inspektoratu do spraw Umarłych Jon Mathias Pendergast, wspierany przez pierwszego szermierza królowej zwanego Danse Macabre. Ponad tym wątkiem ginących trupów, w Kirkegaardzie wciąż trwa walka o władzę i wpływy pomiędzy dwiema frakcjami. Z jednej strony mamy Kościół Morii z będącym zwolennikiem skostniałych, krwawych obrzędów na cześć Śmierci najwyższym kapłanem Abaddonem La Roche na czele, a z drugiej - postępową królową Geneview pragnącą przy pomocy Inspektoratu oraz armii Czarnego Hufca ukrócić owe pogańskie rytuały. Wkrótce zebrane w śledztwie dowody skierują podejrzenie na wyznawców Morii i na samego kardynała La Roche, który uknuł intrygę o wadze państwowej na wzór innego słynnego kardynała - Richelieu. Cały ten kryminalny wątek został bogato okraszony terminologią funeralną, makabrycznymi opisami rozkładających się i cuchnących żywych trupów oraz pojedynków na szpady, miecze lub muszkiety.
Najnowsza powieść Łukasza Śmigla „Decathexis” gatunkowo jest chyba wszystkim po trochu. Po części kryminałem, powieścią grozy, horrorem, trochę powieścią przygodową spod znaku płaszcza i szpady z domieszką fantasy. Nie bez przyczyny we wstępie autor powołuje się na takich mistrzów jak Dumas, Perez-Reverte, Artur Conan Doyle, czy Alan Moore. W całości daje to efekt ciekawy i miejsca iście wybuchowy, tylko czasami aż za bardzo dochodzą do głosu przywołani przed chwilą twórcy.
W postapokaliptycznym świecie niedobitki ludzkości zmagają się ze sobą nawzajem oraz z latającymi potworami, nazywanymi serpentynami. Ostatniego wolnego...
Demony to dwanaście opowiadań z dreszczykiem. Wszystkie opowiadają o ludziach targanych namiętnościami. Nikt tu nie jest bez winy. Czyste zło, zawiść,...