Zmierzch Cywilizacji część 1
Jest to pierwsza część większej historii o pewnej dziewczynie, która szuka szczęścia w ponurym, umierającym świecie. Więcej tekstów na http://lordziknedzik.ownlog.com/
Część 1
Uśmiechnął się promiennie i świat nagle stał się piękniejszy. Nie był jakoś specjalnie przystojny, raczej normalny. Zwyczajny mężczyzna, dla którego kobieta chce oddychać niezależnie od tego, jak wygląda. Miał lekko ukruszony jeden z zębów, lecz w ogóle się tym nie przejmowała. Wręcz przeciwnie. Kochała nawet tą drobną niedoskonałość jego twarzy. Kochała to, jak się cieszył i śmiał. Było w tym tyle szczerości, jakby radość wypełniała mu każdą część ciała i duszy. Oczy miał błyszczące, niczym dwa płomyki świec, oświetlające drogę w nocy. Widziała w nich swoje odbicie i było to coś wyjątkowego. Coś, czego nie doświadczył nikt na świecie. Inni ludzie, w innych miastach czy krajach, mogli doświadczać podobnego uczucia, mogli patrzeć na siebie z miłością, aż błyszczały im oczy. Na pewno to robili. Gdyby tak nie było, świat nie powinien istnieć, nie byłby wart tego, by istnieć. Jednak wierzyła, że te oczy, to spojrzenie, ten uśmiech, jest wyjątkowy. Jest czymś, czego nie dałoby się odnależć nigdzie indziej, choćby tysiąc razy przemierzyć ziemię we wszystkich kierunkach. Jej ukochany, to spojrzenie, w którym mogła zobaczyć swoją twarz, błyszczące oczy, promienny uśmiech, to wszystko było wyjątkowe, jedyne, na całym, ogromnym świecie.
Dotknął jej, aż poczuła dreszcz przebiegający po plecach. Westchnęła cicho, dotykając dłoni kochanka palcami. Rękę miała znacznie mniejszą niż on, więc zniknęła schowana w jego delikatnym uścisku. Patrzyła na to zafascynowanym wzrokiem. Chłonęła ten obraz dwóch splecionych za sobą dłoni, bojąc się choćby mrugnąć, by nie przegapić niczego. Jednego ruchu, gestu, czegokolwiek., żadnej sekundy spędzonej z nim. Czuła jego obecność całą sobą, lecz pragnęła wszystko widzieć, by później, marząc, zamykać oczy i móc wracać do tych pięknych chwil. Każda sekunda, jaką spędzali razem, była czymś wyjątkowym i gdyby pozwoliła jej odejść, zamyśliłą się, nie zwróciła uwagi na jakiś szczegół, utraciłaby coś niepowtarzalnego. Czuła się przy nim tak dobrze, tak bezpiecznie. Zapragnęła, by objął ją swoimi silnymi ramionami i schował przed całym światem, dokładnie tak, jak chował jej dłoń w swojej.
Przysunęła się bliżej, cały czas patrząc mu w oczy. Nagle w umyśle dziewczyny zrodziła się absurdalna myśl, że ją odrzuci, nie będzie chciał by się w niego wtulała, radując każdą upływającą tak przeraźliwie szybko sekundą. To było zwyczajnie zbyt piękne by mogło istnieć naprawdę i trwać długo, aż miałaby czas chociaż w drobnym stopniu się tym nacieszyć, więc nie zdziwiłaby się aż tak bardzo, gdyby rzeczywiście się odsunął. Ponieważ tak własnie wyglądało życie, a największe marzenia spełniały się tylko w snach. Jednak, zadając kłam wszelkim obawom i lękom, które zrodziły się w głowie dziewczyny, tylko przysunął się bliżej, ramionami otoczywszy jej plecy. Zamknęła oczy. Wtuliła głowę w jego pierś. Była tak spokojna i szczęśliwa. Mogłaby tak zostać już na zawsze. Albo pójść gdziekolwiek oczy poniosą, byleby tylko został przy niej.
Coś szarpnęło ją za ramię. Zignorowała lekkie ukłucie bólu i wtuliła się mocniej w ramiona kochanka. Jeszcze przez chwilę widziała jego oczy i bez trudu potrafiła sobie przypomnieć, szczery, przepiękny uśmiech, który kochała ze wszystkich sił swojego młodego, oddanego serducha. Mogłaby skakać i biec, przepełniona tym dziwnym uczuciem, czując jednocześnie radość i dziwny niepokój, wyczekiwanie, niecierpliwość, dziwną cudowną mieszaknę emocji tak silnych, że czuła je fizycznie. Jakby w jej brzuszku latały dziesiątki motyli. Widziała jego oczy, a dłońmi obejmowała mu plecy i ramiona. Była szczęśliwa.
Przy kolejnym szarpnięciu otworzyła oczy, zamrugała od nagłego uderzenia ostrego światła i obraz się rozmył. Zniknął gdzieś, zamieniając się w pustkę, tak jakby go nigdy nie było.