Zmierzch bogów - PROLOG
Stulecia przemijają, a wraz z nimi królestwa i ich władcy. Zanikają prawa i wszelkie spory, narastające konflikty i nienarodzone plany. Zakon naucza nas, że tylko dzięki boskiej ingerencji wciąż istniejemy. Bogowie ratują swych oblubieńców, przed samozagładą. Wielu ślepo podąża za takową teorią. Jest dla nich bowiem racjonalna, łatwo przyjąć to, co głoszone jest jako prawda. Niewielu z nas widzi świat takim, jakim jest w rzeczywistości. Jeszcze mniej pragnie tą wiedzę rozprzestrzeniać. Zapytacie: dlaczego? Odpowiem wam zatem: któż chciałby żyć ze świadomością, że jest tylko zabawką, w rękach bogów? Jak wiele istnień byłoby w stanie się im sprzeciwić? Ile więcej zginęło by w samozwańczej próbie wyzwolenia? Nikt nie jest w stanie choćby sobie tego wyobrazić. Ja jednak wiem, że nie będzie to trwać wiecznie. Pojawiają się wśród nas tacy, którzy zapominają o stwórcach, wątpią w ich moc. Postrzegani przez społeczeństwo jako wyrzutkowie, zbierają się pod jednym sztandarem. Nieświadomi swej potęgi zaprowadzają pokój na świecie. Skąd to wiem? – spytacie. Cóż to za bluźnierstwa? Rzeknę więc – byłem jednym z nich. Tak niewiele brakło, bym uwolnił wszystkie istoty spod boskich wpływów. Tak niewiele brakło, by każdy decydował o swym życiu. Jednakże, poległem. Boscy bracia odebrali mi mą moc i skazali na wieczne katusze, pod postacią starego, niedołężnego człowieka. Zapomnieli jednak o tym, iż siłą ludzką nie jest jedynie fizyczna opoka. Zachowując sprawny umysł, spisałem wszystkie informacje, niezbędne do zniszczenia więzi między wymiarami. Być może miną cale wieki, nim ktoś je odnajdzie. Być może, czas przemieni pergamin w pył, lecz jednego jestem pewien. Nasza wola walki nie przeminie…
***
Wygląda wszak na to, że i ja nie doceniłem przeciwnika. Od wielu dziesięcioleci toczyły się niewielkie batalie, pomiędzy ludźmi, a orkami. Ostatnimi czasy, przybrały jednak na mocy. Wkrótce stało się jasne, że boska gra przerodzi się w katastrofę, dla jednej z nacji. Wojna pogłębiała się z dnia na dzień, coraz częściej można było zauważyć nieobecność króla i generałów po obu stronach barykady. Ezeleja pogrążała się w wojnie domowej. Przejmowano spichlerze, oraz majątki na rzecz wojska. Najeźdźca nie traktował jednak podbitych ziem lepiej, od poprzedniego właściciela. Gospodarstwa plądrowano, a następnie palono do gołej ziemi, zaś ludność dostawała się do orkowej niewoli. Zdawało się, iż sytuacja nigdy się nie ustabilizuje. Po wielu latach walk, wymęczone armie, osiadły na kontrolowanych przez siebie terenach, wyczekując na oznaki słabości wroga. Od pewnego czasu, wydawało się, że wreszcie zapanuje spokój, jak niegdyś, ludzie będą żyć w zgodzie z orkowym sąsiadem. Jednakże, była to tylko cisza przed burzą… a raczej, huraganem.