Źle się dzieje w Państwie duńskim
Idą stołeczną ulicą – ona i on. Trzymają się za ręce. Młodzi, eleganccy, grzeczni. Miejski lansik, ale bez nadmiaru cwaniactwa. On pali, ona nie. Z hałasu miasta i ich rozmowy o niczym (czytaj: słowotoku powodowanego przypływem miłości) wyodrębniam zdanie z ust jego:
- Nie wiedziałem, że jeszcze są takie zwyczaje, oko za oko, oglądałem taki dokument, gdzie to… w Danii, tam normalnie obcinają ręce, np. jak ukradniesz to ci ucinają łapę, masakra.
- W Danii? – Pyta ona, słusznie zdziwiona. Dania: klocki Lego, piwo Carlsberg, gang Olsena, legalna pornografia, ścinanie głów, tortury… nie, to przecież bogaty beztroski Zachód!!! Pomyślałem więc: cyrkowy popis fakira, prowokacja anarcho-humanitarnej instytucji, ekolog leżący na torach kolejowych…
- Tak, w telewizji mówili. Że też są jeszcze takie miejsca… - On jednak nie mówi o zdarzeniu incydentalnym, a o zjawisku powszechnym na końcu świata, nie wie więc, że Dania leży w bogatszej części Zjednoczonej Europy.
- Ale na pewno w Danii?! A może i tak… - Ich rozmowa zagłuszona pocałunkiem rozpływa się w wieczornym zgiełku zostawiając mnie z niesmacznym rozbawieniem i niedowierzaniem. Gotów do działania na rzecz obrony tożsamości i walki z barbarzyńskim zacofaniem zasięgam rady Wyroczni:
- Orzeknijże, Pani: Co z tą Europą, począwszy od Danii?
- Jordanii. – Uspakaja Wyrocznia. – Po prostu nie dosłyszał, bo i o Jordanii pewnie nigdy nie słyszał… Możesz spać spokojnie.
Z ulgą oraz jeszcze tlącym się zdumieniem ruszam dalej obojętny na nachalnych alkoholowych bezdomnych żądających jałmużny albo papierosów. Wziąwszy z odwzajemnionym uśmiechem dwie karteczki od rozdającej ulotki dziewczyny wyrzucam je do kosza pełnego identycznych kolorowych kawałków papieru z myślą o opisaniu tego epizodu w jednym z opowiadań.