Ziemowit jesienny cz.11
Elza stała przed Schwanenteich[1] znajdującym się w Stadtpark’u[2]. Ciemnawa postać odbijała się w tafli jeziora. Bolało ją całe ciało lecz nie zwracała na to uwagi, jej myśli krążyły wokół niej. Ciemnawa mgła oblazła jej skórę, zimnawe powietrze przedzierało się do kości. Wpatrywała się w wodę, gdzieniegdzie powstawały małe oka spowodowane przez pływającymi rybami. Było na tyle późno, iż jej wzrok sięgał jedynie dwóch metrów. Pełnia na niebie popłakiwała smutno, a chmury kroczyły ku niej na pocieszenie. Błoga cisza przerywana przez pohukiwanie ptaków, łapała Elzę za uszy. Milion myśli, dwa miliony zwątpień i jeszcze więcej smutku. Pustka zagościła w jej ciele. Córka czarownicy, okłamywana przez całe życie spłodziła małego szatana, który w wieku siedmiu lat zmarł. I Elza miała umrzeć w tym wieku, jednak los zrobił jej na złość i pokierował ją dalej. Jej serce pękało. Czuła się okłamana, jednak miała świadomość, iż sama okłamywała wszystkich wokół. Łzy spływały po jej policzkach niczym wodospad, z ust wydobył się krzyk przepełniony bólem i smutkiem.
- No już tak nie płacz. - Spokojny głos przerwał ciszę. Elza nawet nie drgnęła, nadal stała twarzą zwróconą ku tafli jeziora. - Tak kochanie, przyczyniłaś się do jej śmierci. - Ciepły oddech mężczyzny szarpał jej ucho.
- Kim jesteś?- Spytała gorzko Elza. Bardzo chciała by jej ton zabrzmiał jak niegdyś. - Straszliwie i dominująco, lecz łzy i suchość w gardle nie pozwoliły jej na to.
- Jestem synem człowieka, którego zabiła twoja matka! - Wykrzyknął, a następnie zaśmiał się szyderczo. Elza znała ten głos.
- Dymitr Fiodorow?
- Mylisz się moja droga - Prychnął - Nazywam się Fryderyk Kąkol i moim zadaniem jest wyniszczenie ostatniej rodziny czarownic. Ty też nią jesteś! Powątpiewasz? Macocha podała za mało dowodów?- Elza cofnęła się od mężczyzny, lecz ten poszedł za nią- Otóż spójrzmy na twoją osobę, posiadasz takie cechy, jak: ciekawskość, wrażliwość, łatwowierność, podatność na plotki, złośliwość i mściwość oraz jesteś skłonna do rozpaczy? Obydwoje wiemy, że tak, a to nic innego, jak siedem powodów ulegania pokusom diabła przez kobiety. Jesteś czarownicą Elzo! - Dotknął jej czarnych, pogmatwanych włosów. - A ja bardzo ci pomogłem. Cukierek był idealnym pomysłem - Uśmiechnął się. - Znajdowało się w nim kilka ziarenek ziemowitu jesiennego, pięknego kwiatka ze śmiertelną trucizną. Mógłbym cię zabić zamiast tej dziewczynki, ale to nie miało sensu. Jesteś zepsuta, moja droga! Lecz twoja prawdziwa natura od urodzenia w tobie tkwi, co można zauważyć. Twoje przeznaczenie podąża za tobą przez całe życie- Fryderyk przysunął się do niej bliżej. - Nie uciekniesz od niego.
- Jak mogłeś? - Łzy nadal spływały po licach kobiety.
- Śledziłem cię i obserwowałem od kilkunastu lat, twój instynkt nie jest jednak taki znakomity, jak sądziłaś. W Bytomiu mieszkam o wiele dłużej niż ci się zdaje. Gdy wychodziłaś z rodziną z domu, ja z Zuzanną bawiliśmy się w twoim pokoju. Głupia, młoda i nieuważna, ale dzięki temu miałem swobodny wgląd na twoje mieszkanie. Wiedziałem, że czytasz, że nauczasz córkę rzeczy których nie powinnaś. Jesteś bardzo przewidywalna… A ksiądz był bardzo miłym człowiekiem i zgodził się kupić kilka moich wyrobów cukierniczych. Tego dnia, kiedy ujrzałaś mnie po raz pierwszy wszedłem w małą umowę z tym pobożnym człowiekiem. Kazałem mu dać pierwszego cukierka na próbę dziecku, które przebiegnie obok niego. I los tak chciał, iż to właśnie twa pazerna Rachel podbiegła do mężczyzny. Podrzucanie listów Doris też było łatwą sprawą, a reszta wydarzyła się bez mojego ingerowania.
Elza nie wiedziała, co powiedzieć. Stała i wpatrywała się w swoje odbicie. Czarnawa suknia poniewierała się z wiatrem. Nie czuła już zimna, to ona była bryłą lodu, którą trzeba zniszczyć, gdyż blokuje przejście. Jestem czarownicą, spowodowałam śmierć własnej córki, okłamywałam wszystkich wokół, jak i siebie samą. Przysporzyłam smutki rodzinie Zimmermann. Źle życzyłam ludziom… Oszukałam samego Boga!