Zapomnij...
Chce zapomnieć o tym, kim byłam. Chce porzucić swoją tożsamość. Imię. Nazwisko.
Życie, jakie dotychczas prowadziłam. Otoczenie. Znajomych. Świat, w którym egzystowałam. Ścigającą mnie uparcie przeszłość i jeszcze bardziej depresyjną teraźniejszość.
To, co kochałam i tego, co równie mocno nienawidziłam. Czego pragnęłam i o czym skrycie marzyłam. Do czego dążyłam i o co walczyłam…
Chce upchnąć wspomnienia głęboko, na samym dnie swojego serca, zamknąć kluczem, a ten wyrzucić gdzieś daleko. Tylko, że tak się nie da, bo nawet płynący niestrudzenie czas nie przynosi ukojenia.
Stracić w mgnieniu oka to, co było dla mnie najważniejsze, kluczowe, jedyne… Nie potrzebuję przygotowań, los może mi to dać w najmniej spodziewanym momencie. Wywracając mój ład i porządek do góry nogami. Tego chcę…
Nikt, rzecz jasna się tym nie przejął, nie pocieszył mnie, ani nie powiedział, że wszystko będzie dobrze. Nie było słów ,, jakoś się poukłada, poradzisz sobie, bo jesteś silna’’. Moja jedyna opoka, której tak strasznie potrzebowałam wolała rozwiązywać własne piętrzące się problemy. Na odchodne rzucając: „ Dbaj o siebie, mała”. Nie miałam w nikim wsparcia. Nikt nie rozumiał, jak bardzo cierpię, jak jest mi źle, jak nie mogę sobie poradzić – sama ze sobą i z zaistniałą sytuacją. Kazali mi po prostu zapomnieć. Wymazać i utopić gdzieś, lata pasji, poświęceń, potu, łez, euforii… Mrzonek o cudownej przyszłości wypełnionej realnymi snami. Często doścignionymi snami. Niejednokrotnie byłam bohaterem własnych marzeń. Kończąc parkur bez zrzutki, mknęłam na grzbiecie mojej przyjaciółki po kolejne flo. Nie to jednak się liczyło. Nic nie było ważniejsze od naszego kolejnego wspólnego sukcesu. Przekroczonej granicy. Zdobytego wspólnie szczytu. Mocnej, szczerej, niczym nieobwarowanej więzi…
Kazali mi to zostawić. Brutalnie odebrano, by powiedzieć w zamian: „ Zajmij się czymś innym. Szkołą, pracą, dalszą edukacją, czymkolwiek… Na co tylko masz ochotę, aczkolwiek najlepiej, by było, gdybyś się nareszcie usamodzielniła”.
Dryfując w morzu ogólników i złotych rad, próbuję się pozbierać. Ułożyć od początku mój malutki domek z kart, który został rozwiany przez huragan rozgoryczenia, smutku i zawodu. Obiecałam sobie nie myśleć, ani nie rozpamiętywać za dużo. Nauczyć się zapomnieć… Zaleźć nowe zajęcie, inne fantastyczne hobby, które skutecznie odciągnie moją uwagę. Zapewni, choć odrobinę spokoju i komfortu psychicznego, pozwoli na zaczerpnięcie głębokiego oddechu, otrząśnięciu się z marazmu i wszechogarniającej niemocy. Najtrudniej jest po prostu wrócić do życia. Nadać mu inny rytm, znaleźć szybko i wdrożyć nowe rutyny, oraz nowe priorytety, schematy.
Jeszcze wiele wyzwań, przeszkód i prób przede mną, ale gdy się rozpędzę, staną się dla mnie, jedynie niskimi płotkami nie godnymi uwagi. Mam duszę wojowniczki i wiem, że wciąż mnóstwo zwycięstw czeka tylko, by po nie sięgnąć.
O druzgoczącej porażce nie potrafię zapomnieć, ale pozostanie ona pierwszą, a zarazem tą ostatnią…