Zapomnieć
Nie mogę Cię już kochać, bo to tak strasznie boli. Muszę o Tobie zapomnieć, bo nie mogę tak dłużej żyć. Niepewność i lęk, że możesz już nie wrócić – to jest ponad moje siły. Oczekiwanie na Ciebie każdego wieczoru, każdej nieprzespanej nocy jest dla mnie jak tortury. Nie mam już siły, aby samotnie stawiać czoła codzienności. Miałam nadzieję, że wreszcie będzie dobrze, że pokochasz mnie tak jak ja kochałam Ciebie. Próbowałam raz na zawsze zamknąć rozdział pt. „MY”, ale nie pozwoliłeś na to. Byłeś ze mną tylko wtedy, gdy byłam Ci potrzebna, ale teraz, kiedy to ja szukam wsparcia, Ty jesteś daleko. Z podziwem patrzyłam jak się zmieniasz, z każdym dniem coraz bardziej wierzyłam w przyszłość, lecz to wszystko było tylko ulotnym snem, marzeniem, które nigdy się nie spełni.
Muszę zapomnieć o tym, co było, o Tobie, o Twoich silnych ramionach trzymających mnie w mocnym uścisku, dających poczucie bezpieczeństwa; o Twoich głębokich oczach dających ciepło, które ogrzewało moje zimne serce i w których zatapiałam się niczym w studni; o Twoim głosie, który rozpoznam wszędzie, który jest jak ratunek, jak deszcz na pustyni, jak sygnał nadchodzącego szczęścia, ukojenia, błogości; o Twojej twarzy, którą widzę we wszystkich innych, która jest jak światełko w mroku mojej samotnej wędrówki przez życie.
Muszę o Tobie zapomnieć…tak będzie lepiej. Muszę przestać żyć w świecie, który sobie stworzyłam i w którym jesteś mój, tylko mój, na zawsze mój… Obiecywałam sobie, że przestanę żyć marzeniami o naszej wspólnej przyszłości i będę realnie patrzeć na świat. Zakończę tę farsę zwaną „MY”.
Kocham Cię za to, że jesteś.
Nienawidzę Cię za to, że Cię nie ma, za mój ból, łzy, cierpienie, za to, że Cię kochałam, a potem Ty obróciłeś moje uczucia w proch. Na początku naszego „RAZEM” traktowałeś mnie obojętnie, byłam tylko odskocznią od kolegów i trudnej rzeczywistości. Potem chyba zrozumiałeś swój błąd i zacząłeś traktować mnie jak przyjaciółkę, drugą połowę, kobietę, człowieka. Wierzyłam i ufałem, ale na powrót stałeś się nieczuły. Nie piszesz, nie dzwonisz… nie kochasz. Po tym, co się wydarzyło między nami oczekiwałam większego zainteresowania, opieki, troski, bliskości i rozmowy – po prostu chciałam Ciebie. Nic więcej…
Muszę przestać Cię kochać. Muszę o Tobie zapomnieć. Nie mogę dłużej żyć na skraju załamania, w ciągłej niepewności o jutro. Gdybyś chociaż powiedział: „Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Jakoś sobie poradzimy”, byłoby łatwiej przetrwać kolejny dzień. Podobno „Tylko to, co stracone pozostaje wieczne”, ale to chyba nieprawda, ponieważ w moim życiu wszystko już przepadło i nie wierzę, że kiedykolwiek będę mogła znowu zaufać. Straciłam Cię, nie zostało mi już nic z dawnej radości, tej szczerej, prawdziwej. Moja wiara – dziecinnie czysta – spłonęła wraz z chwilą, gdy zaczęłam Cię tracić, gdy czułam, że trzymając Cię za rękę stopniowo się wyślizgiwałeś. Wylewałeś się z moich objęć, z moich snów niczym rwący potok wypływający ze źródła.