Za Imperatora.
(Opowiadanie osadzone w uniwersum Warhammera 40 000, mam nadzieje że spodoba się tym którzy interesują się takim rodzajem rozrywki.)
Kule przeleciały tuż nad jego głowa, pochylił się jeszcze niżej, spojrzał za siebie ale nie zauważył nikogo z oddziału. Wdech, zerwał się na równe nogi i trzema wielkimi susami skoczył za zaporę tuż za nim poleciały kolejne kule i znikły w głębi placu. Prowizoryczna barykada była zbudowana ze złomu który udało się tu znaleźć, została tu ustawiona około trzech miesięcy temu kiedy rozpoczęły się tu strajki przeciw wyzyskiwaniem robotników, a demonstrańci w końcu musieli zacząć się bronić przed garnizonem planetarnym. Teraz od tej zapory odbijał się grad kul. Z radiowego eteru nie można było wyłapać nic sensownego, działały tu tylko częstotliwości lokalnego wojska inne zostały skutecznie zablokowane przez burze osnowy która pojawiła się tu wraz z przybyciem Chaosu. Chaos kto by przypuszczał że skończy się to w taki sposób, zwykłe strajki niezadowolonych robotników, którzy tak naprawdę nigdy nie są zadowoleni, przerodzą się w desant Kosmicznych Marines Chaosu, szybko poradzili sobie z planetarną obroną ale jeszcze szybciej trafiły tu szwadrony Imperialnych Pięści. Na planecie stoją huty które od lat służą temu zakonowi i nie można było pozwolić sobie na taką stratę.
-Erwin do dowództwa, potrzebne wsparcie na plac główny. - żadnej odpowiedzi. Ogień zelżał ale tylko było wiadome że wróg tylko czeka aż ktoś się wychyli, choć na ułamek sekundy. Nie miał pojęcia co robić, byli w pacie i jedyne co teraz było wykonalne to czekać aż pojawią się posiłki albo ktoś z oddziału w końcu się wyłoni. Gdyby nie przelatujące w górze pociski można by było powiedzieć że miasto jest opuszczone, z tej strony szerokiego placu nie było widać żadnego ruchu, żadnych oznak życia oprócz pozostawionych barykad. Erwin siedział oparty plecami o jakieś żelastwo i nasłuchiwał z nadzieją dowiedzenia się czegokolwiek, po jego prawej z wpadającej na plac alejki wyłonił się żółty czołg, wieżyczka wycelowana w pozycje strzeleckie wypaliła. Odgłos wybuchu rozlał się po okolicy, a zaraz zawtórował mu ryk gardeł. Marines ruszyli. Erwin zobaczył jeszcze tylko jak działka boczne czołgu otwierają ogień po czym wyskoczył zza osłony. Przed nim były szańce naszpikowane lufami nieprzyjaciół lecz teraz większość z nich nie strzelała, po lewej stronie znajdował się wyłom bo wybuchu pocisku. Podniósł bolter i wystrzelił ruszając w tym samym czasie biegiem na linie pozycji wrogów. Nie widział swoich towarzyszy ale wiedział że są tuż za nim, słyszał ich krzyki i widział lecące kule. Zauważył już Marines Chaosu, przykucnięci za barykadą strzelali w nadchodzące „pięści”. Jedna z kul trafiła go w lewe przedramię, w biegu założył bolter na plecy i wyciągnął miecz łańcuchowy. Kolejny czołgowy pocisk uderzył we wrogów, którzy zamienili właśnie swoje bronie dystansowe na białe. Ku niebu poleciały pieśni wychwalające krwawego boga chaosu. Erwin biegł z łańcuchowym ostrzem i był już tylko kilka metrów przed celem, skoczył unosząc miecz nad głowę, mechanizm broni zaśpiewał kiedy zęby zaczęły się kręcić. Marines Chaosu nie zdążył na tyle podnieść zastawy by obronić się przed szaleńczym atakiem lojalisty, kły miecza wgryzły się w naramiennik heretyka bardzo blisko szyi, ostrze przeszło przez metal i dopadła ciała, kawałki mięsa zaczęły wylatywać w rytm kręcących się zębów miecza. „Za Imperatora!” wydarło się z gardeł Imperialnych Pięści, ruszyli na swych dawnych braci i żądzą mordu która była teraz widoczna po obu stronach. Jeden z bluźnierców podniósł wyrzutnie rakiet, jakiś lojalista chciał go powstrzymać ale seria z karabinu ścięła go w biegu. Pocisk z rakietnicy poszybował w czołg trafiając go w przedni pancerz, gdy tylko opadł kurz pojazd wypalił kolejny raz we wrogów. Erwin wyrwał miecz ze swej ofiary, ostrze topora przeszło kilka milimetrów obok jego hełmu, gdyby nie wrodzony... a raczej uzyskany dzięki mutacji refleks nie miał by teraz głowy. Docisnął mocniej guzik i miecz rozśpiewał się jeszcze głośniej, ciął z prawej na wysokości klatki piersiowej przeciwnika ale ten zastawił się ostrzem topora i skoczył uderzając kolanem prosto w brzuch Marines. Kolejne cięcie poleciało w niego z góry na dół, ledwo zablokował je mieczem dalej nie mogąc dojść do siebie po poprzednim ciosie. Kolejny atak tym razem zdążył uskoczyć. Wystawił miecz przed siebie, trzymał go obiema rękami lekko pochylony w stronę przeciwnika, ten ruszył w bok nie spuszczając oka z przeciwnika w końcu spod jego hełmu wydobył się głos.