Z życia kobiety chwil kilka - Zabawa na sto dwa
Zabawa na sto dwa
Rzecz działa się niedawno. W drodze do pięknego zakątka naszego kraju. Do Bieszczadów. Weszłam do autobusu. Większość osób w średnim wieku siedziała kręcąc się na fotelach. Kilka kobiet, dość głośno ponaglała kierowcę do ruszenia w nieznany zakątek Polski. Bo tak naprawdę tylko wyjazd kłębił się w ich umysłach. Tak mi się zdaje.
Spojrzałam na starszą kobietę siedzącą przy oknie.
– Czy wolne? – spytałam onieśmielona.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
– Ojej! Zajęte! A to?
– Nie proszę pani... Zajęte.
Przeszłam autobus wzdłuż i... Nic! Zajęte!
– Gdzie jest wolne miejsce?! – spytałam donośnym głosem.
Spojrzeli po sobie.
– Do licha! – pomyślałam – wszystkie zajęte? To niemożliwe! A jednak...
Dziwnie podekscytowana stałam z wielka torbą podróżną pośrodku autobusu i uśmiechałam się do wszystkich uczestników wycieczki. Nagle powiedziałam: – „To wszystko jest super!” I uśmiechnęłam się szeroko.
Nie miałam więcej nic do powiedzenia poza tym uśmiechem.
Skupiłam się nad pytaniem, czy aby różnorodność zachowań nie jest sednem sprawy i czy ludzkie słabości nie naruszają jakiejś równowagi.
Naraz pani Ula wstała z miejsca – siedziała tuż obok kierowcy i dziwnie podniesionym głosem, czerwona z podniecenia dowodziła, że taka sytuacja jest niemożliwa, a potem powiedziała, że miejsc w autobusie jest tyle, ile trzeba, i że dla wszystkich musi wystarczyć. A jeszcze dodała: - Cholera! Jest tyle osób, ile miejsc w autobusie, pokazując uśmiech numer sześć, że tak powiem, czyli od ucha do ucha.
Zmieszałam się. Prawdę mówiąc potrafię patrzeć... Nawet liczyć! Miałam, jak na ironię dobrą matematyczkę w szkole (w podstawówce i średniaku, nawet wykłady na uniwerku z matematyki były na tyle ciekawe, bym zgromadziła trochę wiedzy z zakresu arytmetyki, nie mówiąc już o rachunku prawdopodobieństwa).