Wyścig z czasem
Rafał usiadł w fotelu niewielkiej kawiarenki przy ulicy Freta. Miał tu się spotkać z jakimś mężczyzną. Zwykle nie umawiał się na spotkanie z ludźmi, których zna jedynie z kilkuminutowej rozmowy telefonicznej. Ale w ostatnich dniach nic nie było takie jak zwykle. Siedział w twardym fotelu, na stoliku przed nim parowała moccha. Nie mógł uwierzyć, że tu przyszedł. Co go skłoniło? Przecież to co wygadywał przez telefon ten koleś nie miało żadnego sensu. Ale co go miało? Znalezione przez ochroniarza ciało staruszki, która zeszła na zawał w wieku osiemdziesięciu dwóch lat. Która ostatecznie, jak wykazały badania, okazało się być jego dwudziesto trzy letniej koleżanki z roku? Pewnie oczekiwał, że na spotkaniu pozna jakieś odpowiedzi. Liczył, że dzięki nim wszystko złoży się w logiczną całość. Marta nie była jedyną osobą, która zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach, nie była jedyną osobą, która zginęła ostatnio. Siedział w tym miejscu i czekał na nieznajomego dlatego, że był jedynym elementem łączącym wszystkie zgony. Nie on to odkrył, poinformowali go o tym dwaj niezbyt mili funkcjonariusze policji na przesłuchaniu. Gdyby wszystko miało jakieś wytłumaczenie i sens to zapewne by teraz siedział w areszcie i czekał na rozprawę. Ale nie mieli go o co oskarżyć. Nie wiedział jak jego rozmówca wygląda. Przez telefon usłyszał, że rozpozna go bez problemu. Jedynym wymaganiem jakie Rafał dostał przed tym spotkaniem, było przyniesienie zegarka. W pełni sprawnego i dobrego. Musiał mieć pewność, że będzie działał bez zarzutu. Słysząc tą dziwną prośbę nie oponował, dopiero po odłożeniu słuchawki zaczął się zastanawiać, po co to jest potrzebne. - Przepraszam, czy mogę? – usłyszał za sobą głos. - Oczekuję koo-gooś… – głos zamarł mu w gardle. Oto stał przed nim jego wykładowca od filozofii, profesor Czarszewski. Nie dziwna by była nawet jego obecność, gdyby nie to, że profesor nie żył od dwóch tygodni. Zmarł na zawał zaraz po wykładzie, na który uczęszczał Rafał. Do tego osobnik miał na nosie bardzo ciemne okulary przeciwsłoneczne, które zupełnie nie pasowały do starego profesora. Nawet dzień nie było zbyt słoneczny. - Więc miałem rację, że mnie rozpoznasz – Czarszwski uśmiechnął się i usiadł na fotelu po drugiej stronie stolika. Rafał, nadal oszołomiony, podniósł się z miejsca i wyciągnął rękę na powitanie gościa – Lepiej mnie nie dotykaj, nie wiem jakie to może mieć skutki. - Jak pan to zrobił? Znaczy czy pan naprawdę…? Przecież byłem na pogrzebie… - A zaglądałeś do trumny? Widziałeś zwłoki? - No, nie – Te pytania zdziwiły Rafała. Co prawda nie widział ciała. Stał daleko, a trumny i tak nie otwierali. Córka profesora się nie zgodziła. Widząc zdziwioną i przestraszoną minę chłopaka Czarszewski zaczął się śmiać. - Nabijam się z ciebie – wykrztusił profesor zaśmiewając się – Stary zszedł i leży w ziemi. Nie będę ukrywał, że mu w tym pomogłem. Teraz przybrałem tylko jego postać, żebyś mnie rozpoznał – mężczyzna spoważniał – miałem do wyboru starego, albo twoją koleżankę. Jednak jako typowy samiec nie lubię stroić się w damskie ciuszki. - Czemu do mnie pan zadzwonił? Kim pan jest? O co w tym wszystkim chodzi? – Rafał nadal oszołomiony zdawał się wracać na tory rzeczywistości. W jego głowie kiełkowały pytania, na które chciał poznać odpowiedzi. - Zamknij się! – ryknęła postać ubrana w ciało profesora – Opowiem ci tylko to co chcę, a dokładnie tylko tyle ile mam ci tu opowiedzieć. To da ci wystarczająco dużo odpowiedzi. Zapamiętaj sobie, że nie jestem tu po to, żeby odpowiadać na twoje pytania. Jeżeli będziesz grzeczny to może coś więcej ci powiem. Czy to rozumiesz? - Tak, ale nie podoba mi się. - Nie ma ci się podobać, to nie randka. Jeśli będziesz mi przerywał to skończę mówić i się pożegnamy – Czarszewski wyjął z kieszeni papierosy. Wsadził sobie jednego do ust, a resztę rzucił na stół – Jak chcesz to się częstuj. Rafał sięgną