wspólczesna przypowieść...
W okolicach Krakowa żyła dziewczyna o imieniu
Magdalena. Była ona grzecznym dzieckiem, matka nie miała z nią problemów ( pani
Anna- bo tak miała na imię jej matka- wychowywała córkę sama, gdyż mąż odszedł
od niej już rok po przyjściu na świat dziecka), niestety tylko do pewnego
momentu…
Magda miała 16 lat gdy po raz pierwszy
przekroczyła mury krakowskiego L.O. – patrząc na to z perspektywy dnia
dzisiejszego, był to moment kulminacyjny jej życia. Poznała tam Agnieszkę,
Nataszę, Andrzeja, Mateusza i Tomka. Nowi znajomi, odkrywali przed nią ‘piękno
świata’- wieczorne a może nawet nocne wypady, kończące się zazwyczaj na
komendzie policji czy też w izbie wytrzeźwień- przyprawiały matkę Madzi o
nieprzespane noce, nerwicę i ciągłe dręczenie się pytaniami ‘DLACZEGO?’-
- przecież starała się
wychować ją jak najlepiej potrafiła, jak tylko była w stanie to zrobić! Matka
już dawno straciła wspólny język z córką- mimo to kochała ją coraz bardziej…
Madzia zawsze wypominała Annie, że ta wcale a wcale jej nie kocha, bo gdyby tak
było pozwalałaby jej na wszystko- co czyni ją szczęśliwą- szczęśliwą w jej
subiektywnym odczuciu! Magda coraz bardziej się staczała- papierosy, alkohol aż
w końcu narkotyki; wynosiła z domu i sprzedawała wszystko co tylko się do tego
nadawało, żeby mieć pieniądze na działkę dla siebie i znajomych, którym
zawdzięczała to swoje ‘SZCZĘŚCIE’! Już zapomniała jak się rozmawia z matka- teraz potrafiła na nią tylko krzyczeć
gdy ta stawiała opór żeby córka nie wyniosła z domu łóżka na którym Anna spała…
- później noce spędzała na dmuchanym materacu i to wszystko dzięki swej
jedynej, ukochanej córeczce!!! PO upływie roku Magda w domu bywała tylko
epizodycznie- Anna od znajomych dowiadywała się, że jej córka często widywana
jest na peronie w niezbyt szykownych i niewiele przykrywających rzeczach w
towarzystwie co chwilę to innego mężczyzny- nie trudno domyślić się w jaki
sposób teraz zarabiała na działki narkotyku, który stał się dla niej chlebem
powszednim! Minęło pół roku a Magda nie pojawiła się w domu nawet na chwilę-
Anna codziennie chodziła na peron, próbowała z nią porozmawiać- ale to nie
przynosiło żadnych efektów- dla Magdy święte były słowa jej ‘PRZYJACIÓŁ!’….Gdy
po raz któryś Anna przyszła na peron zastała w jego centrum spore zbiorowisko
gapiów… Podeszła bliżej i przed jej oczami ukazał się obraz, który nigdy nie
zniknie z jej pamięci- NA BRUDNEJ PODŁODZE LEŻAŁA JEJ CÓRKA, A W JEJ RĘCE BYŁA
WBITA STRZYKAWKA… Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie tego co wtedy czuła-
to nie było już upokorzenie na które codziennie się sama narażała przychodząc
do córki i prosząc ją o powrót do domu…- to był ból, który mało co nie rozerwał
jej serca! Szybko zadzwoniła do księdza prosząc o ostatni sakrament- ksiądz
udzielił go jednak nie łatwo było mu wybaczyć tej dziewczynie…
Po trzech
dniach na cmentarzu przy ulicy Wąskiej odbył się pogrzeb Magdy…
… uczestniczyli w nim:
ksiądz, dwóch ministrantów i jej jedyna, prawdziwa przyjaciółka-
- jej matka, która złożyła
na grobie bukiet najpiękniejszych kwiatów jakie tylko udało się jej zdobyć…