Worenville cz.4
06.02.2011
Worenville
Droga Lucy
Zamiast owijać w bawełnę od razu przytoczę ci najnowsze i najświeższe wiadomości z jakimi się zapoznałam. Otóż Worenville kiedyś nazywało się Malag – co jak wyszperałam, pochodzi od łacińskich słów Malum – zło i logs - słowo . To już przytacza nowe pytania. Wczoraj zrobiłam jeszcze jeden obchód po miasteczku i jak zwykle nikogo nie spotkałam. Zaszłam więc do sklepu. Za ladą stał gruby, nieogolony gość. Gdy mnie zobaczył wyraźnie przestraszył się.
- Dzień dobry – przywitałam się najmilej jak umiałam.
- Do… doby – odpowiedział. Głos mu drżał. Owinęłam wzrokiem wszystkie półki w sklepie.
- Poproszę zeszyt A4 – zdecydowałam w końcu. Pomyślałam, że spiszę albo skseruję strony z tych ksiąg. Półka z artykułami papierniczymi stała za nim, sprzedawca chyba bał się odwrócić do mnie tyłem. W końcu najszybciej jak umiał podał mi zeszyt.
- pro… proszę – Moja ciekawość wygrała i zapytałam.
- Dlaczego jest pan taki przestraszony? – Wyjął chusteczkę z kieszeni i otarł nią czoło.
- Bo… bo…
- Błagam, jestem tu prawie od dwóch tygodni i każdy mnie unika, a ja nawet nie wiem czemu – Wyglądało na to, że moja zmartwiona mina go przekonała.
- Widzisz, kie…kiedyś ktoś tu mieszkał i… i oni też mieli córkę i … i ona… ona – wybałuszyłam oczy. Jednak ktoś mieszkał tu przed nami.
- Ktoś tu mieszkał? Przede mną? Dziękuję panu! – krzyknęłam. Położyłam pieniądze na blacie i wybiegłam ze sklepu. W takiej sytuacji mogłam udać się tylko w jedno miejsce.
Nie minęło wiele czasu, a ja już stałam przed wejściem do biblioteki. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Mike jak zwykle w eleganckim wdzianku siedział za biurkiem, uzupełniając papiery. W oddali spostrzegłam kobietę przeglądającą książkę. Jej reakcja na mój widok niczym nie różniła się od sprzedawcy. Mało brakowało, a by krzyknęła. Zignorowałam ją.
- Cześć Mike – uśmiechnęłam się, na co odpowiedział mi tym samym.
- Cześć mała, yyy, znaczy… yyy
- Kate – dokończyłam
- Właśnie. Kate, co cię do mnie sprowadza? – Błądziłam wzrokiem po pomieszczeniu. Nie wiedziałam jak zacząć.
- Czy wiesz kto… no, kto mieszkał w moim domu przede mną? – zastanowił się chwilę.
- Tak chyba sobie przypominam. – Zrobiłam kwaśną minę.
- I nic mi nie powiedziałeś? – Wzruszył ramionami.
- Nie pytałaś – Staliśmy chwilę w milczeniu – Dobra, Kate. Pewnie masz ochotę posłuchać o tych ludziach?
Rozpromieniłam się i pokiwałam głową. Mike wziął swój kubek z kawą po czym usiedliśmy przy stoliku, znajdującym się koło okna. Bibliotekarz złożył dłonie i oparł na nich brodę.
- Dziesięć lat temu wprowadziła się do domu na pozór zwyczajna rodzina. Szczęśliwe małżeństwo i dwie córki. Mieszkali spokojnie przez tydzień. Potem jedna z dziewczynek Debra zaczęła się dziwnie zachowywać – Mike miał niewzruszoną minę, jakby chciał ukryć swoje prawdziwe odczucia – do wszystkiego podchodziła agresywnie, każdego kto się do niej odezwał mieszała z błotem, kłóciła się z siostrą. Aż pewnego dnia zapytałem dlaczego? Czemu to robi? Wiesz co mi odpowiedziała?
Pokiwałam głową. Przez chwilę wydawało mi się, że oczu mu się zaszkliły, ale nie byłam pewna. Westchną ciężko.
- Odpowiedziała, że oni jej karzą. Starałem się dowiedzieć czegoś więcej. Co chwilę się rozglądała jakby ktoś nas obserwował. Mówiła jak pewnego dnia, kiedy rodziców i siostry nie było w domu poszła na strych, a tam znalazła drzwi. Otworzyła je i wypuściła… coś.
- Ale co? – Przerwałam. Cała ta straszna historia zaczęła mnie niepokoić. Co kryło się w moim strychu?