Wniebowstapienie (Short)
- Tak więc opuszczam was moi uczniowie – rzekł Jezus do swoich apostołów. – Ma misja została wypełniona. Odkupiłem grzechy wasze i wszystkich ludzi, a teraz wzywa mnie Ojciec w niebiosach.
- Jakże to tak nauczycielu? Zmartwychwstałeś tylko po to, by nas opuścić? – zapytał zafrasowany Piotr. – Zostań z nami, nauczaj. Kiedy rzymianie zobaczą, że przezwyciężyłeś śmierć, z pewnością się nawrócą.
- Serca tych ludzi są twarde niczym kamień. Nawet ja nie mógłbym ich zmiękczyć. Nie bójcie się jednak, kiedyś i oni odnajdą właściwą ścieżkę. A teraz żegnajcie. I pamiętajcie, spiszcie dokładnie moje dzieje, aby ich świadectwo pozostało dla potomnych. – Powiedziawszy to, Jezus rozpostarł ramiona.
Spłynął na niego snop jaskrawożółtego światła, a on sam począł powoli wznosić się w górę. Sunął tak w powietrzu, wciąż wyżej i wyżej, delektując się lekkimi powiewami chłodnego wiatru. W końcu, gdy ziemia zniknęła pod gęstymi chmurami, zobaczył nad sobą otwarty właz ogromnego statku kosmicznego. Uśmiechnął się szeroko i zniknął wewnątrz pojazdu. Tam natychmiast podbiegło do niego kilku kosmitów. Chwilę oglądali gościa swymi owadzimi oczami, aż w końcu jeden z nich podszedł do Jezusa i niewielkim, laserowym przecinakiem przejechał mu po skórze, od czubka głowy po krocze. Z wnętrza mężczyzny z trudem wygramolił się wyglądający identycznie jak ci na statku ufoludek.
- Cholera, myślałem już, że się w tym uduszę… Trzydzieści trzy lata męczarni… - rzekł poirytowany.
- Opowiadaj lepiej jak było – odparł jeden z alienów. – Uwierzyli?
- A czemu mieliby nie uwierzyć? Oni są strasznie zacofani. Wystarczyło poopowiadać im troszkę mądrościowo-filozoficznych historyjek, parę razy użyć replikatora molekuralnego do nakarmienia tłumów jedną rybą, a na końcu, przy pomocy hologramu, zamanifestować się w kilku miejscach jednocześnie. A, wiecie co było najlepsze? „Zielone Jabłuszko” w proszku. Mówię wam, jak się na weselu w Kanie Galilejskiej pochlali, to szok!
- Ech, Gzix, ty to masz pomysły…. – stwierdzili wszyscy.
- To co chłopaki, gdzie teraz lecimy? – spytał najmniejszy z obcych.
Gzix podrapał się w głowę. Nagle coś mu zaświtało, bo plasnął głośno trójpalczastą dłonią o udo.
- Na Mariaksie, w galaktyce Kraksa, oczekują narodzin świętej krewetki, która ma ocalić ich świat od zagłady. To który tym razem robi za mesjasza?