wiejskie pamiętniki - wspomnienie zimy
ł lata temu skradziony . W przeciwległym rogu przykucnął biały kredensik zmaltretowany białą olejną farbą , ale doskonale spełniający wyznaczone mu zadanie. No i serce domu , stara prosząca się o remont kuchnia z białymi lakierowanymi popękanymi kaflami , ciemną przyrdzewiałą płytą na fajerki , takie okrągłe metalowe obręcze , które można zdejmować i regulować nimi dojście płomienia pod garnek , to taki nasz współczesny kurek do regulacji płomienia.
Moje rozbiegane myśli znowu wracają z powrotem pod puchową kołdrę. Nigdzie się stąd nie ruszam dopóki głód , lub naturalna potrzeba udania się tam , gdzie król chadza piechotą nie wyciągną mnie z łóżka . Szczególnie , że pościel jest rozgrzana do czerwoności przez ciało mojego męża , a malutki piecyk kaflowy oddaje swoje ciepło i ogrzewa drewniany domek w , którym śpimy. Podnoszę się z łóżka na łokciach , czuję na twarzy chłodne powietrze poranka , odruchowo patrzę na zaparowane okno naszego pokoju.
Zawsze po przebudzeniu spoglądam właśnie na to okno , po tej stronie wschodzi słońce i z stamtąd dochodzi odgłos spadającej wody z pobliskiego stawu . Nie mogę już zasnąć , gdy słońce powoli ogrzewa nasze szyby i do pokoju wkrada się białawe zimowe światło. Kręcę się w łóżku i budzę mojego mężczyznę , przy okazji zabierając całą wolną pościel , jaką w ogóle mogę się okręcić . Wiem jaka , będzie jego reakcja , będzie marudny i zły, ale ja już udaję , że śpię i wkładam głowę pod kołdrę .Po kilku minutach znowu się kręcę i sięgam po książkę , którą mam zawsze pod ręką, czytam dopóki nie zmarzną mi dłonie. Mija już dobra godzina od kiedy się obudziłam , jeśli ponownie nie zapadnę w sen , co czasem się mi zdarza , zsuwam stopy na lodowatą drewnianą podłogę , dorzucam do pieca węgla , lub drewno, jeśli jakieś jeszcze zostało w skrzynce przy piecu. Znowu wskakuje pod pościel, przykrywam się po szyję i zagrzewam zmarznięte ciało. Chociaż na dworze jest powyżej – 10 stopni, w domku i tak jest przyzwoicie ciepło. Jedyne o czym teraz marzę to ciepła herbata , ale leżę jeszcze leniąc się przez chwilkę .Kiedy stwierdzam , że już dłużej nie jestem w stanie się obijać , szybko wskakuje w dres , wsuwam dwie pary skarpet i moje adidaski. Pędzę do pokoju obok , gdzie mieści się kuchnia , odpalam garść zwitek brzozowych ,wrzucam szyszki zbierane latem , kawał papieru i już cieszę się pierwszymi płomieniami wydobywającymi się z kuchni.
Lecę na dwór , z drewnianą skrzynka po owocach i pakuję do niej drewno z drewutni , przy oszczędnym paleniu może starczy na kilka godzin . Wchodząc do mojego drewnianego królestwa , muszę pamiętać , aby pochylić głowę , żeby nie uderzyć nią o niskie wejście – patent mojego ukochanego dziadka. Szybko odstawiam skrzynkę z drewnem pod piec , w przelocie sprawdzając , czy wiadro z wodą stojące zazwyczaj obok kuchni jest pełne i czy woda w nim nie jest jedną wielką kostką lodu. Na całe szczęście nie jest tak źle , jakieś resztki wody smętnie pływają po dnie wiadra. Modle się w duchu , aby starczyło na dwie czarne herbaty , bo nie uśmiecha mi się wyciąganie wody wiadrem ze studni , na dodatek w taki ziąb. Po za tym nie wypada wyręczać mężczyzn z ich pracy , nie miałabym po tym czystego sumienia , gdyby mój mężczyzna znowu mi zarzucił , że z taką pracą trzeba było poczekać na niego . Na wsi , każdy chłop chce być użyteczny , a my nigdy nie dajemy im okazji do wykazania się – panowie do dzieła , wasza kolej……
2 3 następna ostatnia→
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora