wiejskie pamiętniki - wspomnienie zimy
Dlaczego z tak wielką chęcią kocham jeździć na wioskę , nawet zimą ?
Powiedzieć , że jest tam cudownie , to powiedziesz za mało. Tam życie płynie inaczej , powietrze jest czyste , rześkie niekiedy lodowate. Tylko tam mogę błogo wylegiwać się w łóżku , bo wiem , że nigdzie nie muszę się zrywać . Nasz domek jest mały , ma tylko kuchnię i niewielki przytulny pokoik. Mieszczą się w nim tylko dwie współczesne kanapy, stary okrągły dębowy stół , poczerniały ze starości i opanowany przez bandę korników; całość otaczają cztery wiekowe krzesła z oparciami zdobionymi motywem polnych kwiatów. Na jednaj ze ścian stoi lakierowana peerelowska szafa zdobyta szturmem przez moich rodziców w jednej z kolejkowej nocnej akcji pod sklepem meblowym. Obok mała biedronkowa komoda z szufladami na podręczne drobiazgi, między nie triumfalnie wciśnięta biała skrzynia z metalowymi okuciami bezwzględnie zdekuparzowana wielkim łowickim wzorem i zalakierowana na amen werniksem. Całości tej scenerii dopełnia jasna tapeta w kwiatowe wzory , z kilkoma fotografiami moich dziadków, lampą naftową przy drzwiach , mnóstwem książek na każdej możliwej półce, oraz toną kolorowych poduszek i narzut w folkowych kolorach. Za to ciemną sosnową podłogę pokrywa kolorowy chodnik , po którym uwielbiam chodzić bosymi stopami. Kuchnia wygląda niewiele lepiej , ale to mój własny neo mieszczańsko – wiejski styl. Sczerniałe i gdzieniegdzie spróchniałe ze starości deski , z nielicznymi otworami zrobionymi przez gryzonie , są kontrastem dla białego sufitu. Niewielkie pomieszczenie rozświetla małe okno, wychodzące wprost na mały kwiatowy ogródek , latem opanowany przez pomarańczowo – żółte lilie i kilka kęp innych kwiatów nieznanego mi pochodzenia. Okienko okala zazdrostka z motywem ziół , a na drewnianym parapecie z odpadającą farbą , dzielnie prężą się wazony z suszonymi jesiennymi trawami , oraz kompozycje stworzone przeze mnie z kory , żołędzi , ptasich piór i pachnących zielonych sosnowych szyszek. Pod oknem na krzywych nóżkach chybocze się mała komódka z lat dwudziestych , którą cudem uratowałam przed zniszczeniem . Chowam tam moje skarby: farby , bloki i akcesoria do szkicowania. Na górze komody stoi mój ukochany czajnik , dwie przezroczyste szklanki , kubek , oraz filiżanka do kawy. W małych brązowych kamionkowych słoiczkach tłoczą się diamentowo lśniący cukier , ciemna granulowana herbata , oraz mała puszka z aromatyczną włoską kawą. Obok stoi pamiętający lepsze czasy stół wykonany z płyt wiórowych , przykryty dla uratowania całego efektu ceratowym obrusem w aromatyczne truskawki. Jednak kącik jadalny ma też swoje plusy , dwa wygodne szerokie krzesła , oraz ławkę z miękkim oparciem na , której można przyjemnie zjeść śniadanie, lub przeczytać książkę. Naprzeciw stołu pod ścianą stoi wielkie białe drewniane łoże , swojego czasu posiadające jeszcze słomiany siennik , otulone kilkoma haftowanymi poduszkami i grubą narzutą w niebiesko- zielone pasy. Nad całością czuwa ozdobna płócienna malowana kapa z dwoma aniołami , przypięta do ściany ,namalowana jeszcze w czasach przedwojennych przez lokalnego rzemieślnika. Na króciutkiej ścianie nad łóżkiem, na straży zawsze odmierza nieubłagalnie czas, późniejsza wersja nakręcanego wahadłowego zegara w ciemnej drewniano – plastikowej obudowie. Niestety przedwojenny oryginał zosta
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora