Wieczór spowity pozorem
azem. Stanęli przed windą, czekając na jej przyjazd.
"Jeśli ze mną nie wsiądziesz- zrozumiem" powiedziała starając się nie mieć żalu w głosie.
Winda przyjechała a ona wsiadła, nie odwracając sylwetki.
Widziała jego odbicie w lustrze.
Przestała niemal oddychać.
To były najdłuższe ułamki sekund. Nie chciała chcieć by jego ręka zawisła na zamykanych drzwiach.
Patrzyła w oczy tego który odbijał sie w lustrze.
Wszedł, stanął za nią, ale ona nie poruszyła się, chociaż czuła że każdy skrawek jej ciała krzyczy do niego.
Gdy wjechali na V piętro. on wyszedł pierwszy.
Nadal bez uśmiechu, nadal bez słowa przytrzymał drzwi windy by jej nie uderzyły.
Nie mogła uruchomić zamka, karta wyślizgnęła się z jej ręki.
Nachyliła się, świadoma tego że patrzy i że to patrzenie ją rozbiera.
Przytrzymała drzwi.
Nie zapalała światła.
Przez okno wpadały neony wiecznie żywego miasta.
Stanęła przy chłodnej ścianie tuż przy drzwiach. Przytuliła do niej policzek, jak gdyby chciała oddać jej całe swe rozgorączkowanie.
Stanął i odgarnął jej włosy, tak by skóra jej szyi była lepiej oświetlona prze czerwoną poświatę z za okna.
Stojąc nadal twarzą do ściany, rozpięła suwak sukienki. Zsunęła ją.
Wiedziała czego chce.
Od siebie, od niego. Jej ciało pierwszy raz w życiu mówiło jej wprost językiem otwartości.
Patrzył.
Zdejmowała z siebie lata Niepojęcia kim jest, czego chce.
Zdejmowała smutek, żal, rozgoryczenie.
Chciała zrzucić z siebie wszystko, niemal zedrzeć skórę.
Obnażyć bezwzględnie, siebie dla siebie, dla niego.
Nie miała już nic na sobie. Prócz zahaczonych przy wysiadaniu z auta pończoch i butów, dzięki którym go przewyższała.
Chciała czuć się mocniejsza.
Wyższa.
Wiedziała, że fizjonomia jej to wynagrodzi.
Podszedł........