Wczesna wiosna
Nie spodziewam się usłyszeć niczego. Patrzę na nią chwilę i się żegnam.
– Dziękuję za towarzystwo. Miłego wieczoru. – Unoszę wiosło, żeby się odepchnąć, ale ona się odzywa.
– Dziękui panu, zachód byl piękny i pan bardzo mily – odpowiada z wyraźnie wschodnim akcentem.
– Tak, był zjawiskowy. – Spoglądam na wciąż różowe niebo. – Pani nie jest Polką?
Mniemam, że uciekła z Ukrainy.
– Jestem Rosjanką – mówi i czeka na moją reakcję, jakby poruszyła jakiś temat tabu.
– Przemek. Bardzo mi miło.
Kobieta dziwi się, że nic się we mnie nie zmieniło. Nie wie, że się zmieniło, współczuję jej.
– Helena. Zabral by mnie pan na kajak, gdyby wiedzial?
– Że jest pani z Rosji? A co za różnica?
Z kobiety schodzi powietrze. Rozluźnia się tak bardzo, że siada na dziobie kajaka, jakby w końcu mogła odsapnąć.
– Mogła się pani śmiało odzywać.
Zawstydza się lekko.
– Ta wojna, straszna. Wszystko zmienila.
Na jej twarzy pojawiają się obfite strużki łez, jakby długo powstrzymywane w końcu mogły popłynąć.
Nic nie mówię. W jej twarzy odbija się wszystko.
– Ludzie cierpią na Ukrainu strasznie, a Rosjan wszyscy nienawidzą. Nie ważne, czy ćłowiek sprzeciwi si wojnie, czy nie.
Helena wyciąga z kieszeni chustkę.
– Ale tu ma pani spokój – mówię.
– Kupilam ten domek od głospodarzy jeszcze z mężem, rok temu. Znają mnie, ale już nienawidzą i robią wszystko, żebym si wyniosla. Na nic tłumaczienia, że nie mam z wojny nic wspólnego i nie chce jej, i boi się. W sklepie udawalam Ukrainkę, ale głospodarzy rozgadali po liudziach, że jestem z Rosji. Nie wiem, gdzie si podziać. Samotność jest straszna. Pan jest pierwszy mily od dawna.
– Przykro mi to słyszeć.
Nawet bardzo.
– A gdzie pani mąż? – pytam po chwili.
Kobieta zaczyna szlochać. Mam ochotę wstać i ją przytulić, ale to niestosowne.
– Mojego męża zabil covid w misiac, zanim Putin zaatakował Ukrainu. Zostałam sama.
– Bardzo mi przykro.
Milczymy chwilę. Szukam rozwiązań, jak to facet.
– A rodzina? Ma pani kogoś?
– Rodzice zostali w Rosji, nie mogą wyjechać.
– Mogę coś dla pani zrobić? Porozmawiać z gospodarzem?
Spogląda na mnie dobrodusznie mokrymi oczami i naraz rozumiem, jak głupio to zabrzmiało.
– Zapraszam pana na herbatę. Tyle da si zrobić.
– Chętnie. Od początku byłem ciekaw, jak ten domek wygląda w środku.