Wciąż to samo
Jakże niepożądane to uczucie gdy czujesz pustkę i utratę. Chocbyś nie wiem co robił i czym się zajmował to niezlikwidujesz tego. Czujesz roztargnienie, apatię i melancholię. Czasem nerwy. To zależy od nastruju. Na pewno nie jesteś w stanie nic zrobić w normalnym trybie. Głowę zaprzątają myśli, w których przeważa jedno pytanie - Dlaczego?
Jeszcze jest "dobrze" gdy wiesz, co utraciłeś. Najgorsze gdy to Cię spotyka, jak w gruncie rzeczy nie miałeś tego dosłownie. Ano właśnie. Tracisz coś czego nie miałeś. Jeżeli chodzi o rzecz materialną to jeszcze można szybko zapomnieć i wrócić do normalnego myślenia. Gorzej gdy jest to osoba. Oczywiście wtedy już nie mówimy o tym, że mamy, lecz, że nie mogliśmy być.
Tak właśnie stało się ostatnio w moim życiu. Pomimo, że nie dążyłem do żadnej bliższej znajomości prowadzącej do związku, to jednak czuję jakbym stracił bardzo bliską osobę i to na zawsze. Nie miałem nawet okazji jej poznać i pobyć dłużej w cztery oczy. Wielogodzinne rozmowy, czy to przez internet, czy za pomocą telefonu, bardzo weszły mi w nawyk i zarazem zbliżyły mnie do niej. To faktycznie wygląda jak jakiś nonsens ale po prostu jest mi żal.
Pojawiła się po przerwie, która dla mnie była dłuższa niż wyglądało. Już wcześniej gdy ją poznałem, kilka miesięcy temu, zauważyłem, że ze mną nie jest tak do końca neutralnie. Jednak też nie pozwalałem aby w uczuciach przekroczone zostały pewne granice. I tak to było. Pewnie nadal udało by się tak zachowywać gdyby nie inny fakt.
Pomimo, że to nie jest żadne rozstanie i rzekomo (mówię tak bo często bywa inaczej w życiu) nadal ze sobą będziemy rozmawiać, to wiem niemal na sto procent, że tak już nie będzie. Pojawił się inny ktoś, kto całkiem przemeblował nasze relacje. I muszę być całkowicie szczery wobec siebie - nie wierzę w to, że nic pomiędzy nimi nie zaiskrzy (o ile już tak się nie stało). To oznacza jedno, że znów odejdzie daleko i kontakt stanie się jedynie sporadycznym pozdrowieniem od czasu do czasu. Takie niestety jest życie.
Ten brak jaki czuję jest bardzo podobny do tego co następuje po rozłące z osobą, którą się kochało. Właśnie to jest najtrudniesze. Nie mogę powiedzieć, że kochałem bo prawdopodonie sam siebie bym skrzywdził swoimi pozorami. Chociaż zastanawiam się nad tym, jak określić głębokie uczucia jakie wypłynęły ode mnie. Ten mój mały wiraż jest bardzo kłopotliwy. Skłonny jestem powiedzieć, że mam też trochę żalu lecz nie do niej ale do całego losu. Za każdym razem jest ta sama sytuacja. Gdy wreszcie spotykam kobietę w której widzę to czego szukam i z czasem okazuje się, że dzięki niej znów chce mi się żyć, to nagle w pewnym momencie czar pryska. Nawet nie było mi dane spędzić z nią kilka chwil na osobności (poza dniem w którym się poznaliśmy i trochę porozmawialiśmy), tak aby poznać się bliżej i przekonać co tak naprawdę mnie pociąga.
Zaproponowałem wspólny sylwester - ubiegł mnie ktoś inny. To właśnie mnie zawsze spotyka. Albo pojawia się ktoś trzeci albo słyszę, że jestem super facetem. A ja nie chcę być super facetem - marne to pocieszenie. Znów pozostały tylko ładne słowa...i nie przespana kolejna noc.