W księżycową jasną noc
Moją ukochaną porą dnia jest noc. Bardzo często w mroźnie wieczory, opatulona w ciepły koc, z kubkiem, parującej jeszcze herbaty, wyglądam przez okno i obserwuję widniejące w oddali miasto. Podobno ono nigdy nie śpi…
Jednak zwalnia i pustoszeje. Na chodnikach nie ma już pędzących w pośpiechu przechodniów. Można jedynie dostrzec zagubionego gdzieś spóźnialskiego. Ulic, nie tarasują hałaśliwe pojazdy, wypełnione zdenerwowanymi kierowcami. Tylko raz na jakiś czas przejeżdża samochód, ospale sunący po jezdni, kryjący w środku odprężonego pasażera.
Wszystkie bezdomne zwierzątka pochowały się w swoich kryjówkach, na posterunku zostały gołębie, które niestrudzenie szukają okruszków. Kolorowe punkciki na horyzoncie cyklicznie się rozpływają. Najpierw czerwone, niebieskie, a na końcu te żółte… Podczas upalnych letnich nocy długo siedzę na balkonie i wsłuchuję się w ciszę. O 4 nad ranem zawsze panuje spokój. To są te jedne z niewielu momentów, w których nikt, ani nic nie może mnie odciągnąć od moich myśli. Wpatrzona w dal… Kontempluję. Zastanawiam się nad tym, co było i co się wydarzyć jeszcze może. Wspominam. Lubię te godziny, kiedy istnieję sama dla siebie. Pozwalam wtedy moim rozważaniom, galopować w dowolnie wybranym przez nie kierunku.
Kiedy Słoneczna Pani udaje się na spoczynek to moment, na który Książę Nocy czekał z utęsknieniem. Rozpostarł na nieboskłonie pajęczą sieć drobniutkich cekinów. Nazywam je diamentami, bo skrzą się i błyszczą, zupełnie jak one. Czasami obdaruje nas spadającą gwiazdą, do której szeptamy swoje marzenia, albo czymś jeszcze cudowniejszym - księżycem w pełni. Tego dnia to był dla nas drogowskaz, który określał i pokazywał drogę, ścieżkę, kierunek, ku któremu powinnyśmy zmierzać…
Nigdy wcześniej nie jeździłam o tak późnej porze, ale ta noc była zbyt wyjątkowa, by szpecić ją sztucznym światłem lamp. Chciałam poczuć w płucach mroźne, orzeźwiające powietrze. Instynktownie czułam, że ten spacer we dwie będzie niesamowitym przeżyciem. Po kilku metrach od stajni zatopiłyśmy się w ciemnościach. Byłyśmy skazane na zaufanie do siebie i zmysły. Klacz nauczona wieloletnim doświadczeniem stawiała każdy krok uważnie i czujnie. Gdy zakłusowałyśmy, wydawało mi się jakby w ogóle nie dotykała kopytami ziemi, ale się nad nią unosiła. Cudowne doznanie, niemogące dorównać żadnemu, jakie znam. Zamknęłam oczy i pozwoliłam ciału zupełnie się zrelaksować. Rozluźniłam każdy mięsień. Dumna wyczuła mój stan i przeszła w lekki galop.
Zrobiła to tak delikatnie, że nawet nie poczułam zmiany tempa. Puściłam całkowicie wodze, stanęłam w strzemionach, dałam ręce do góry i moje serce wypełniła radość, która rozpłynęła się po mnie ciepłymi falami, a po policzku spłynęła samotna łezka. Objęłam jej szyję ramionami i szepnęłam do ucha, by zwolniła. Stępowałyśmy. Nasze przyspieszone oddechy, materializowały się w obłoczki pary. Obydwie czułyśmy zadowolenie. To była dobra decyzja… Jeszcze długo potem, jak odprowadziłam ją do boksu, serce mocno mi biło, a zmysły rozbudziły się do granic możliwości. Nie mogłam zasnąć, gdy położyłam się do łóżka po powrocie ze stajni.
Dla takich chwil warto żyć… Są bezcenne… Wyjątkowe… Niezapomniane…
Po prostu moje księżycowe noce…