Umierają nawet cmentarze
***
- Opowiedziała pani ważny sen. Może nie proroczy, biblijny, ale na pewno - według Freuda - znaczący. Jak się pani czuje z taką wizją tego, co może nastąpi?
- Dwojako.
- To znaczy?
- Z jednej strony w mieście tym wszystko było idealne, ale czuło się też nieco monotonii. Nie, żeby postludzie byli znudzeni, nie. Ale brakowało problemów, które nas mobilizują. Może tworzyli w domach? Może pozostał im tylko rozwój duchowy? Czy czeka nas to samo?
- Jak to mówiły nasze prababki, “sen mara, Bóg wiara”.
- Teraz mi pan uświadomił ważną rzecz. Patrząc przez okno-ekran z 97 piętra hotelu “Przystań”, nigdzie nie widziałam żadnego kościoła, ani świątyni innych wyznań…Teraz to sobie uświadomiłam. Było to miasto szczęśliwe. Ale…
- Ale? - spytał lekko się uśmiechając terapeuta.
- Nie wiem. Może tam jednak czegoś brakowało…
- A może…Kogoś? - terapeuta znacząco zawiesił miły, barytonowy głos.