Twoje ramię kiedy chłód...
Jest kimś, kto bezsprzecznie, wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Najdoskonalszy, najpiękniejszy i najczulszy jego odcień.
Każdego ranka, szepta do mojego ucha słowa, oblepione promieniami słońca. Jego obecność, to dla mnie cudowny upominek, jaki podarowało mi życie. Spojrzenie Jego oczu drogowskazy.
Powietrze które wypełnia naszą przestrzeń, to paleta najpiękniejszych barw, pełna akceptacji, troski, czułości, zrozumienia.
Myśli, uplecione w ciągu dnia, w wianuszek stokrotek tęsknoty, chabrów wspomnień, płonących czerwienią pożądania maków, małych konwalii wyczekiwania...
Jego ciepły oddech na moim karku w chłodne wieczory. Niezapomniane spacery magicznymi zakamarkami pięknego miasta. Miękkie ramię, zarezerwowane tylko dla mnie, ostoja bezpieczeństwa.
Delikatny, aksamitny pył namiętności, otulający spragnione siebie ciała, który muska bardziej niż najdroższy jedwab.
Jest mi jak piórko na ramieniu, obok. Jest moim przyjacielem, wiem, że w najtrudniejszych sytuacjach mogę liczyć na jego wsparcie, w trudnych momentach, w chwilach w których smutek przyklejony mam do podeszwy buta, kiedy niejednokrotnie powątpiewam w siłę, moc i trwałość tego co nam się zdarzyło.
Nie pisze grubych elaboratów ocen, kiedy cały świat ocenia. Nie neguje moich zwariowanych pomysłów, nie sprowadza na ziemię, wtedy, kiedy mam ochotę fruwać. Razem ze mną szybuje ponad dachami wielkich miast. Razem dotykamy miękkiej bieli obłoków.
Uwielbiam go za opanowanie i dystans, kiedy niejednokrotnie przychodzi mu stawiać na jednej szali uczucia i emocje, a na drugiej trzeźwość umysłu i asertywność, której mnie tak bardzo ostatnio brakuje.
I lubię kiedy moją dłoń w swojej zamyka. Czyni to, zapewniając mnie, że jest przy moim boku. Ciepło jego dłoni, to najprzytulniejszy skrawek świata.
Lubię przyglądać się z uwagą, kiedy godzinami wyjmuje z plecaka kolejne doświadczenia przeżytych dni, kiedy opowiada o nich słowami, które układają się w piękny kolaż, naszpikowany różnobarwnymi wydarzeniami.
Uwielbiam kiedy przygląda mi się z taką uważniością, dokładnością. Kiedy zamknę oczy, pod powiekami schowany skrzętnie mam obraz jego ciemnych, kasztanowych oczu, które jak lustro odbijają moje na niego spojrzenie, pełne zachwytu, ziarenek troski, szkiełek czułości, iskierek pożądania i błogiego spokoju, kiedy jest przy mnie.
Te wszystkie dni wyszywane nićmi wzajemnej uwagi, zainteresowania, podziwu, akceptacji swoich wad i słabości, tworzą fajny, powiedziałabym spójny ażurowy obraz.
Zapach, który tak doskonale znam, głos, który kołysze drgające drobinki obaw i lęków.
Przy Nim, czuję się taka pełna, wygładzona, piękna. Wypielęgnowana do granic możliwości najdroższą perfumą, otulającą ciało i duszę. Przykryta aksamitem ciepłych myśli. Zawinięta w kokon bezpiecznych słów.
Przy nim jestem sobą. Taką w prostych i pokręconych włosach. Z makijażem czy bez. W sandałach czy wysokich obcasach. W dresie zniechęcenia czy eleganckiej sukience. Z małą torebką w której zmysłowość, powab, czar lub plecakiem beztroskich wędrówek, dziecięcym zachwytem i roześmianą huśtawką pomysłów.
Myślę, że piękno tego spotkania, polega na wzajemnym słuchaniu, umiejętności rozmowy, dzielenia się rozterkami, radościami, kłopotami, pomysłami, niepokojami. Umiejętność towarzyszenia sobie podczas tej wędrówki. Zaufaniu i akceptacji. Zgody na pomyłki, niedoskonałości i popełniane błędy. Jest w tym spotkaniu dusz, jakieś nieme porozumienie, podobność a jednocześnie odmienność charakterów, otwartość na zmiany, ale przede wszystkim chęć poznawania siebie, zachwycania się sobą, odkrywania. Pomimo uniesień, gorszych dni w kalendarzu serca, wzburzonego morza zdarzeń, zmęczenia, które człapie jak cień, to co bezsprzecznie nas łączy to dobroć serca.