Trzy krótkie historie, jedna o mi³o¶ci fizycznej, druga o romantyzmie, trzecia o braku mi³o¶ci
„Ciemno¶æ rozprasza girlandy marzeñ niespe³nionych
Wy³apuje i dusi ludzi w samotno¶ci wylêknionych
Walczyæ w strasznej beznadziei uczuæ nie zamierzam
W otch³añ, w piek³o, na ¶mierci spotkanie uderzam
Z czo³em podniesionym, lecz na policzku ze ³zami
¯egnam Ciebie, oraz wszyscy ludzie! – ¿egnam siê z wami.”
Stwierdzi³a, ¿e rymy s± zbyt p³ytkie, nie odzwierciedlaj± rzeczywistego stanu duszy. Skre¶li³a zwrotkê i tak rozpoczê³a na nowo:
„¦wiat koloru nocy, lepki od ciemno¶ci
Ogarnia wnêtrze, rozbija na czê¶ci pierwsze
Mi³o¶æ,
Odleg³± jak kwitn±ce wi¶nie, jak zapach ja¶minu,
Rosy, o poranku pieszcz±cej stopy,
Nie ma – z ¿yciem nie wygrasz, porzuæ obronê:
Nie ma…
Nadziei”
A i ten efekt wyda³ siê Marceliny ma³o zadowalaj±cy, dlatego równie¿ ten fragment doczeka³ siê gwa³townego iksa. Lekko zdenerwowana za to napisa³a:
„s³oñce chyl±c siê ku zachodowi odda³o
nocy wszystko drzewa niebo ptaki i tlen
oczekujemy w ciemno¶ci dotyku
zapachu i d¼wiêku
gdzie jeste¶? noc i ciebie zabra³a
wieczna bo ju¿ dla nas s³oñce nie wstanie
zostanie oleista pustka mroku”
Wyrwa³a kartkê z zeszytu, zmiê³a i podar³a rzucaj±c w k±t pokoju, zeszyt trafi³ powrotem do szuflady. Marcelina przytuli³a siê do misia i wnet zasnê³a, aby rankiem przywitaæ kolejny dzieñ.
Rêkawem zatamowa³ s±cz±c± siê uparcie krew, zmieszan± z rzêsistym deszczem. Niczym automat, æma lec±ca do ¼ród³a ¶wiat³a, skierowa³ siê na stacjê benzynow±, w celu zaopatrzenia siê w porcjê piwa. £apczywie pij±c przy jakiej¶ budce zapomnia³ o bólu, za to odtr±cony, przypomnia³ sobie o pewnej kobiecie, któr± wyzwa³ od idiotek, teraz tego ¿a³owa³. Dozna³ nag³ego przyp³ywu uczucia a tym samym energii. Przesta³o padaæ, a nied³ugo poranek mia³ objawiæ swoje istnienie. Niemal¿e pobieg³ w stronê upragnionego domu, mkn±c jak na skrzyd³ach przez dwa osiedla, nie bacz±c na rozmydlonych, sporadycznych przechodniów, na pojazdy jak mary z horrorów, bezosobowe i nieczu³e. Z dachu kamienic, z rynien ¶cieka³a woda, niebo siê rozja¶nia³o, a chmury rozprasza³y siê od wiatru z pó³nocy. Wreszcie zobaczy³ domek na uboczu, z szarymi ¶cianami, ale z oczekiwan± zawarto¶ci± – miejsce podró¿y. Zadzwoni³ przez komórkê. „Halo?”, odebra³ zaspany g³os, trochê chrypliwie. „To ja, jestem pod twoim oknem”, „ Jaki ja?”- po chwili postaæ pojawi³a siê w oknie z rêk± przy³o¿on± do ucha. „Marek, pojeba³o ciê?! Cu tu robisz?”, „Kocham cie Marcelina…” przerwa³, „Rozum straci³e¶ do reszty?”, „Chcia³em ci wyznaæ, ¿e cie kocham”, „Co?? Zwyzywa³e¶ mnie, przychodzisz teraz zachlany, budzisz mnie z samego rana i wyznajesz mi³o¶æ?!” w lekkim szoku stwierdzi³a, ju¿ rozbudzona ca³kowicie. „Nie rozumiesz? Dopiero to do mnie dotar³o. Nie masz ju¿ ch³opaka. Zrobiê dla ciebie wszystko, cholera, cokolwiek zapragniesz. Nie ¶piê po nocach i nie potrafiê przestaæ o tobie my¶leæ, w³óczê siê po knajpach i dyskotekach w poszukiwaniu ukojenia, a go nie znajdujê. Proszê ciê! Wys³uchaj mnie chocia¿ teraz.” „Nie, nie kocham ciê. Nie o tobie marzê. Wo³am o