Trzy... dwa... jeden...
* * *
- Panie i Panowie, pora na pojedynek gospodarzy z… Kanadą! Zaprośmy oklaskami drużyny Beztroskich i Niszczycieli!
* * *
Muszę przyznać, że wcale nie byłem taki beztroski, wychodząc na ring. Tylko ja miałem świadomość tego, co ma nastąpić. Wierzcie mi, sam się sobie dziwiłem, że pragnąłem tego aż tak bardzo.
Plan jest prosty jak zasady HitHita: jeden z zawziętych przeciwników sprzedaje mi cios w żołądek, i… daj boże, żeby cios był mocny.
* * *
Becky czuła się jeszcze przymulona, gdy w końcu wygrzebała się z łóżka w swoim żeńskim internacie. Nie chciała wierzyć, która jest godzina, a jeszcze bardziej, w