to jedyne marzenia:) 4 marca 2010r
a mu pewna idea. Wierzył w to co robił. Świat stworzył właśnie dlatego, że rozumiał potrzebę i sens jego istnienia.
- To czemu nie powiedział ci jaki to był sens?
- No bo... - zaczął Anioł zdając sobie sprawę z tego jak głupio brzmi to co za chwilę powie. - Zapomniał.
- „Zapomniał”? - powtórzyła dziewczyna. - Jak... Jak on mógł zapomnieć... Przecież... On chyba jest wszechmogący, czy coś takiego...
Anioł przyjrzał się dziewczynie. Sposób w jaki zadawała te pytania jeszcze bardziej go dobił. Widział, jak bardzo zależało jej na spełnieniu życzenia... A on ją zawiódł...
- W twoich aktach jest napisane „ateistka”... - powiedział w końcu. - Chyba nie wierzysz w Boga?
- Nie wierzyłam... To znaczy nie byłam zupełnie ateistką... Nie wierzyłam w Boga, ale nie wykluczałam również jego istnienia. Po prostu nigdy wcześniej nie potrzebowałam wiary... No bo wszystko i tak zawsze wydawało mi się być kwestią umowną. Każdy człowiek widział Boga inaczej. Ostatecznie nawet ataki terrorystyczne były „w imię Boga”. Słyszałam kiedyś, że w rzeczywistości każdy widzi Boga inaczej... Ja pomyślałam sobie, że mój Bóg, nie oczekuje ode mnie, żebym w niego wierzyła, ale wiedziałam jednocześnie, że on wierzy we mnie. Że wystarczy po prostu, że będę w życiu uczciwa, a jak umrę to on nie będzie miał potem do mnie pretensji, że w niego nie wierzyłam.
- To bardzo dojrzałe... - przyznał Anioł i usiadł na skraju łóżka opierając się o ścianę. Odkrył ze zdziwieniem, że bardzo dobrze rozmawia mu się z tą dziewczyną. W każdym razie była to miła odmiana po całym dniu spędzonym w urzędzie. - ...Ale Stwórca nie jest już wszechmogący. Odebrali mu ten status. Teraz jest tylko wszechwiedzący i wszechwieczny...
Blondynka roześmiała się.
- Jak to? Kto mu odebrał „status wszechmogącego”?
- Któryś z nowych Bogów...
- Co? To on nie jest bogiem? Nie rozumiem...
- Kiedyś był bogiem... Ale od jakiegoś czasu nikt w niego nie wierzył... Powiedział, że ludzie nadużywają znajomości z nim. Że idą do niego tylko wtedy, kiedy jest im wygodnie, albo po to, żeby wyzbyć się wyrzutów sumienia. On nie chciał takiej wiary „z łaski”... A tak się złożyło, że był cały sznureczek kandydatów na jego miejsce, więc on postanowił ustąpić... Teraz na przykład bogiem jest Budda... U niego też dzisiaj byłem... Zupełny formalista... Stwórcy naprawdę nikt już nie zastąpi...
- Zaraz... Jak to „teraz bogiem jest Budda”, nie rozumiem.... Macie tam jakiś system? Niech zgadnę... Budda jest bogiem w nieparzyste miesiące?
- Nie... Mamy wybory....
- Wybory?
- Aha... Kadencja Boga trwa siedem lat.
- Tak? To fascynujące, opowiedz mi więcej... - powiedziała blondynka i pochyliła się bardziej w stronę Anioła. - Wszyscy buddyści, którzy teraz umierają trafią do nieba, ale gdyby wstrzymali się ze śmiercią jeszcze parę lat i pechowo kadencja Buddy by się skończyła, to trafiliby do czyśćca? Powiedz mi proszę... Mój kolega jest buddystą chętnie mu przekażę, kiedy najbardziej opłaca mu się umierać...
Anioł uśmiechał się naprawdę bardzo szczerze. Dziewczyna też najwyraźniej dobrze się bawiła.
- Nie to nie tak... Kryteria przyjęć do nieba są jedną z podstawowych rzeczy, jakie określa nasza konstytucja... Z resztą nieważne... I tak nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić... Zajmijmy się lepiej twoim życzeniem... Na pewno masz jakieś zapasowe... To chyba nie było jedyne twoje marznie?
- No... Cóż... Ja... Trochę się w życiu nacierpiałam...
- Wiem o tym.
- ...Jestem samotna... biedna... Nie mam poczucia bezpieczeństwa... Pomyślałam sobie jednak, że to wszystko może się kiedyś jeszcze obrócić na lepsze. Że znajdę dobrą pracę, i zarobię na utrzymanie. Spotkam przyjaciół, może nawet wyjdę za mąż... Jestem pewna, że mogłabym to wszystko mieć gdybym tylko chciała. Ale nie wiedziałam czy warto... Czy warto tak się starać. Walczyć o marzenia. Potrzeb