Testament
- Bij go! - krzyknął Witek do Pawła, który nie rozstawał się z pogrzebaczem.
Paweł jednak stał sparaliżowany. Dopiero, gdy stryj zrobił kilka kroków w przód, wyciągając swoją rękę w stronę siostrzeńca, ten ocknął się krzycząc z przerażeniem i uderzył swojego zmarłego stryja. Widmo zniknęło. Światło wróciły do normy.
- Co...? Jak...? Zabiłem go? - dukał nie mogąc się otrząsnąć.
- Nie możesz zabić ducha. - Witek też był trochę przestraszony, ale zachował zimną krew. - Ale nie lubią one żelaza, osłabia ich. Przepędziłeś go. Tymczasowo.
Paweł nagle złapał się za głowę. Stryj atakował jego umysł z podwójną siłą. Momentami czuł, jakby przebił mu czaszkę, włożył do środka rękę i zaczął mieszać w jego umyśle, jak zupę w garnku. W głowie pojawiały mu się losowe myśli, przed oczami widział przypadkowe obrazy.
- Ej, Paweł! Mów do mnie! - potrząsał nim Witek, widząc, że jest gorzej niż wcześniej.
- Zapomniałem schować truskawek do lodówki, pewnie już zgniły. Maryśka załóż szalik bo jest zimno i się przeziębisz, a wtedy będę musiał zmienić tapicerkę w samochodzie. Legia chuj. Co?
- Mów do mnie, ale z sensem – Witek potrząsał Pawłem, który zaczął przytomnieć.
I tak mijały następne godziny. Rozmawiali o czymkolwiek, żeby tylko czymś zająć pawłowy umysł. Czasem było całkiem w porządku. Czasem Paweł tylko czuł, jak ktoś się dobija do jego głowy. A momentami było tak jak przed chwilą.
Witek odsłonił firankę i się uśmiechnął. Świtało już. Najczarniejsza noc w roku się skończyła.
- Paweł, patrz. Świta. Już po wszystkim - zaśmiał się radośnie. - Chcesz iść spać, czy może czegoś się napijemy?
Paweł który dotychczas się wpatrywał w podłogę, podniósł teraz głowę.
- Witek, Witek. Kiedy w końcu oddasz mi siekierę, którą pożyczyłeś tyle czasu temu?