TELEFON OD SMAKOSZA
rasz się gdzieś, kochanie? I kim był ten mężczyzna? To twój znajomy? A może masz do mnie jakiś żal? O co cho…? - Mamo! Nic się nie dzieje! Kto do ciebie dzwonił? Jak się przedstawił? - Nie wiem, córeńko, ale miał taki dziwny głos. Przestraszył mnie. Co się dzieje? Na pewno wszystko w porządku? - Tak, mamo. To jakiś głupi żart, ale dowiem się. Do zobaczenia w niedzielę. Pa. Muszę kończyć, mam jeszcze trochę pracy. Pa. Nie czekając na odpowiedź matki, rozłączyła się, poszła do kuchni napić się wody. Myśl. Kto może mieć twój numer i pomysły na takie dowcipy? Marek? Może Anka kogoś namówiła? Najlepiej, jak kogoś zawiadomię. Tak. Tak trzeba zrobić. Odechce im się, jak wylądują na komisariacie. Hihi. To jej zdecydowanie poprawiło humor. Żart za żart. Nie dam się! A jednak drgnęła, gdy znowu usłyszała dzwonek telefonu. Odetchnęła głęboko i poszła odebrać. - Masz jakieś 20 minut na pożegnanie z bliskimi i załatwienie najważniejszych spraw. Już do ciebie jadę, Maryś… - usłyszała ten sam głos. - Ty świnio! – krzyknęła. - Nie mów tak do mnie. Odejmę ci za tę obelgę całe 5 minut. A teraz się rozłączam. Pamiętaj: masz tylko 15 minut. Do zobaczenia. Zastrzeżony rozłączył się. Maria nie mogła uwierzyć własnym uszom. To ją przerosło. Zadzwoniła do biura obsługi klienta swojej sieci, odczekała dwie minuty melodyjek i nagrań z automatycznych sekretarek, by dowiedzieć się, że nie udzielają informacji o zastrzeżonych numerach, w końcu nie po to są zastrzeżone. Chyba, że na prośbę policji. Zadzwoniła pod 112. Po udzieleniu odpowiedzi na serię pytań, że nie uległa wypadkowi, nie pali się u niej, nie zgubiła się w górach, ani nikt jej nie napadł, usłyszała, że w takim razie nie powinna blokować linii innym potrzebującym, bo żarty telefoniczne nie są problemem służb szybkiego reagowania. Usiadła w fotelu rozgoryczona. Miała ochotę zapalić, choć nigdy w życiu nie miała w ustach papierosa. Pomyślała o alkoholu. W szafce była tylko napoczęta obrzydliwa whisky. Wypiła łyk. Alkohol rozpalił jej gardło i wycisnął łzy z oczu. Wypluła wszystko na podłogę. Co się ze mną dzieje? Ja wariuję. Otworzyła okno. Zimne powietrze nieco ją otrzeźwiło. Wyjrzała na podwórko. Na parking właśnie podjechał jakiś samochód. Nie widziała go nigdy wcześniej. Nie, to jakaś paranoja. Za chwilę zacznę się bać własnego cienia. Jestem we własnym domu. Bezpieczna. Nie mogę przejmować się jakimiś wariatami. Zagrała melodyjka telefonu. O, esemes! To pewnie od Marty. Miałyśmy iść razem na zakupy. No właśnie. Świat mnie potrzebuje. Padnie, jak jej opowiem o tych telefonach. Wzięła komórkę. Wiadomość wysłana znikąd: „Zostało ci prawie 4 minuty. Nie zmarnuj tego. Od rana nic nie jadłem.”