Tam, gdzie rodzą się problemy...
- Może numer 4. Kamil! Omów proszę rewolucję francuską. Podaj przyczyny przebieg i skutki. – powiedziała z niemałym zadowoleniem nauczycielka.
Historia była zawsze moim mocnym punktem, nie musiałem się jej dużo uczyć by być na bieżąco z materiałem. Tym razem było inaczej. Nie poszło mi najlepiej. W głowie pojawiały się myśli, których nigdy wcześniej nie miałem ,,Odpowiem dla niej”, ,,Dam radę”. Starałem się skupić na tym co mam powiedzieć, ale nie umiałem nawet powiedzieć jednego składnego zdania. Plątałem się w swojej wypowiedzi. W głowie robiło się coraz większe zamieszanie. Denerwowałem się. Po chwili milczenia wreszcie rozsądek zaczął brać górę. ,,Uspokój się. Weź dwa głębokie oddechy i skup się na pytaniu”. Z trudem przypominając sobie poszczególne daty doszedłem w końcu do rządów Dyrektoriatu. Nauczycielka ciągle spoglądała na mnie poważnym wzrokiem. Nie powiedziała nic, ale westchnęła ciężko i przeszła do kolejnego tematu.
Odetchnąłem z ulgą, ale ogarnęła mnie frustracja. Przed chwilą cieszyłem się niepohamowanym szczęściem, by w końcu zrozumieć, że życie na tym się nie kończy. Jest codzienna rzeczywistość i obowiązki, które do mnie należą. Nie mogę poświęcać swojego czasu na myśli dla niej nie z tego powodu, że nie potrafię, ale z tego, że ktoś narzuca mi to ograniczenie siłą. Teraz zdałem sobie całkowicie z tego sprawę i ogarnęła mnie złość. Nie mogłem z tym nic zrobić. Mogłem jedynie zbuntować się lub pogodzić z takim stanem rzeczy. Z reguły wybiera się bunt, ale przy głębszym zastanowieniu dochodzimy ostatecznie do wniosku, że takie posunięcie było pomyłką. Mając taką świadomość wybrałem drugą opcję. Zrobiłem to nie ze względu na siebie, ale na nią. Nie chciałem aby w mojej głowie była p r z e d m i o t e m moich cierpień i uosobieniem problemów. Chciałem aby istniała jako niepowtarzalne indywiduum, poniekąd jako bóstwo.
Lekcja przebiegała niewyobrażalnie nudnie. Wykład na temat dyktatury Robespierre’a i dalszych losów porewolucyjnej Francji był prowadzony jakby na złość bez żadnych przerywników. Nużące notowanie, które i tak wykonywałem machinalnie i bez zastanowienia, przyprawiały mnie o sen, więc gdy wyszedłem głęboko ziewnąłem. Nieprzytomny doszedłem pod następną klasę i osunąłem się bezwładnie na ziemię. Siedziałem tak przez dobre dziesięć minut. Słyszałem tylko jakiś bełkot kolegów z klasy, niewyobrażalny szum i hałas. Wszystko było dla mnie wyolbrzymione, prośba wielką przysługą, rozmowa krzykiem. Nie chciało mi się kompletnie nic.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora