Tam gdzie gasną gwiazdy
ów eurolarów, które oczywiście najbardziej obciążyły najuboższych podatników, których gówno obchodza jakieś tam wyprawy. Pewnej, nasiąkniętej atmosferą rezygnacji, nocy jeden z młodziutkich stażem astrofizyków zerwał się z łóżka i do rana niemalże z szaleństwem w oczach wyliczał wzory, które wyśnił. Powstała teoria synchronizacji zakrzywień czasoprzestrzennych. Najprościej rzecz ujmując ów młodzik przyczynił sie do stworzenia "mapy drogowej" wszechświata i wytyczenia "autostrad" krzywizn czasoprzestrzennych...w praktyce oznaczało to iż dotarcie do punktu docelowego zajmie ludzkości prawie trzy tysiące lat; a to już było do zaakceptowania. Gdy budowa statku była już na ukończeniu zgromadzono najtęższe umysły obu płci. Spośród nich wyselekcjonowano pięć tysięcy ochotników, z czego jedną połowę stanowili mężczyźni a drugą kobiety. Wybrańcy musieli zaakceptować tylko jeden warunek - mieli się dobrać w pary, każda miała spłodzić dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę. Następne pokolenia nie miały już żadnego wyboru. Musieli dobierać partnerów i parnerki z tych co byli na statku. A ponieważ liczba populacji musiała być stała skazani byli na oczekiwanie na pierwszego potomka. Skazani, ponieważ dopiero gdy ktoś umarł, ktoś inny mógł zostać poczęty... Nastał dzień zerowy. Dla pięciu tysięcy śmiałków rozpoczęło się nowe liczenie czasu. Tak jak kiedyś początek wyznaczały narodziny Chrystusa, tak teraz ich początkiem było oderwanie się od orbity ziemskiej. Wybrańcy ludzkości na dobrowolnym zesłaniu. Poświęcenie, o którym niezależnie od wyników po wsze czasy będą uczyć w szkołach. Hans często zastanawiał się jak teraz wygląda macierzysta planeta. Nigdy na niej nie był. Narodził się wśród gwiazd a nie na odległej, błękitnej planecie ale czuł do niej dziwną tęsknotę, jakby gdzieś głęboko w genach zakodowano mu poczucie więzi z tą pierwotną matką ludzkości. Fakt faktem otrzymywali przekazy wiązka informacyjną lecz były zniekształcone na skutek oddziaływania różnorakich promieniowań i krzywizn czasoprzestrzennych. Poza tym były niestety nieaktualne. Najświeższe wiadomości miały prawie dwa tysiące lat. Problemu komunikacji przy takich odległościach chyba nikt nigdy nie rozwiąże. Lepsze to niż nic. Ziemia mogłaby w tym momencie już nie istnieć a oni dowiedzieli by się o tym dopiero za kolejne dwa tysiąclecia. Zapewne nie on jeden miewał takie stany. Cała obecna załoga narodziła się na statku, w kosmosie. Umrą również najpewniej w tej czarnej głuszy. Lecz każdy obowiązkowo musiał poznać kulturę, historię, geografię i przyrodę planety przodków. A to wszystko tylko po to by móc nauczać kolejne pokolenia. By pamięć o tym miejscu nie zaginęła. Kiedys przecież wrócą tam ich potomkowie. Im dłużej lecieli, tym więcej rodziło się teorii spiskowych. Ktoś stwierdził, że są uciekinierami, że błękitna planeta została napadnięta przez obcych. Ktoś inny, że nie ma dokąd wracać z powodu kolizji macierzy z ogromnym meteorytem. Ktoś nawet wymyślił takie kuriozum że niby Ziemia nie istnieje i nigdy nie istniała...że statek był od zawsze, od zarania dziejów! Włos się na głowie jeży. Najlepsze, starannie wyselekcjonowane geny, potomkowie geniuszy i takie brednie legną się w co poniektórych głowach. Jak dobrze, że są już prawie u celu. Z zamyślenia został wyrwany przez gwałtowny wstrząs i głośny pulsujący basowe dudnienie. Hamowali. Po raz pierwszy od kilku lat wytracali prędkość. Dotarli do celu! Byli już w odległości zaledwie kilkuset kilometrów od "końca wszechświata". Zwolniono do czterystu - za półtorej godziny przyjdzie im się zmierzyć z nieznanym. Czujniki wariowały, piskliwie alarmując załogę o wielkiej materialnej przeszkodzie. Hans uznał, że trzeba je wyłączyć; potrzebna będzie cisza i skupienie. Nadeszła wiekopomna chwila - nie mogą sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Manta Saria sunęła niewzruszenie ku swemu przeznaczeniu, zostawiając za sobą roziskrzoną biliardami galaktyk przestrzeń, zmierzając ku idealnej czerni. Siły p