Talent w podartych ubraniach II/proszę przeczytajcie
Noc na ławce,była przełomową nocą Benjamina.Chłopiec strasznie marzną,ale przyrzekł sobie że wytrzymie.Nie chciał robić wszystkiego,co mu rozkaże macocha a przynajmniej nie chciał poszukać pracy.Był przyzwyczajony do życia w luksusach,ze służącymi a tu los zgotował mu że ojca zabrakło i musiał radzić sobie sam.
-Proszę pana,śpi pan może już?-odważył się zapytać mężczyzny spoczywającego na drugiej ławce.
-Nie nie śpie.Ja prawie wogóle nie śpie.
-Dlaczego,nie jest pan zmęczony,mój tata zawsze powtarzał że trzeba spać by jutro było lepsze?-kontynuował chłopiec.
-Twój tata na pewno był dobrym i mądrym człowiekiem.Co się z nim stało?
-Zmarł.Tak po prostu.-Odparł Benjamin i wstał z niewygodnej ławki.Wójek również to uczynił by dotrzymać towarzystwa młodemu znajomemu.
-Chyba nie będziesz cały czas bezdomnym,prawda?
-Może będę.-Odparł stanowczo chłopiec.
-Ile ty masz lat chłopcze?-spytał mężczyzna.
-W styczniu skończę trzynaście.A pan może mi powiedzieć ile lat jest pan już bezdomnym?-zapytał patrząc prosto w twarz mężczyzny.Było dosyć widno,księżyc był na niebie,tym razem w postaci rogala.
-Z piętnaście.Może siedemnaście.-Odparł i połóożył się spowrotem na ławce.
-Dobranoc.-Mężczyzna już więcej się nie odezwał.Benjamin myślał że on śpi jednak tak nie było.Udawał by uniknąć tego typu pytań,których tak nie lubił.Chłopiec wstał poczym udał się na tory,usiadł na nich.Podziwiał księżyc górujący na czarnym niebie.Zapatrzył się na srebrnego rogala,nie wiedział że ktoś idzie torami.Dopiero gdy był metr koło niego ujrzał małą postać z walizką przy sobie.
-A ty kim znowu jesteś,i czego tu szukasz w czarną noc?-spytał oburzony iż torami aż do tego miejsca przyszedł mały,chudziutki chłopak.
-Jestem Aaron.-Przedstawił się i usiadł koło Benjamina.Był nieco wystraszony,głowę miał spuszczoną.
-Pytałem co tu robisz,przecież jesteś dzieckiem,a dzieci już dawno śpią w swoich łużeczkach?!-zdenerwował się Benjamin.Przybyły wstał popatrzał surowym okiem na Benjamina chcąc wyrazić swoje niezadowolenie.
-Skoro dzieci już śpią w łużkach,to czemu ty w nim nie śpisz,przecież jesteś dzieckiem?!-odparł odważny mały chłopiec.Musiał mieć odwagę postawić się nieznajomemu który mógłby mu coś zrobić.Tyle się pisało o tych pobiciach i zabiciach.
-Oj mały przesadziłeś.-Benjamin wstał i spokojnie poszedł spocząć na swoje miejsce,na swoje łużko czyli ławkę,pomalowaną na kolor zielony.Chłopiec siedział dalej na torach i strasznie szlochał,było to słychać pośród tej ciszy.Pociągi już nie jeździły a ludzi wogóle nie było.Przecież wkońcu inni mieli swoje rodziny,byli szczęśliwi.Oni jednak mieli inne życie.Szurając nogami,podszedł do malca i popatrzył mu głęboko w oczy.
-No już dobrze.Opowiedz mi jak tu się znalazłeś.Mów co chcesz,tylko proszę cie nie płacz.
-Moja dziewczyna mnie rzuciła dla jakiegoś sportowca.Już mi się żyć nie chce.-Odparł ze łzami ściekającymi po bladych policzkach.
-Ile ty masz lat,nie wyglądasz na za dużego?
-Wójek też mnie o to pytał.Podsunął mi pewien pomysł.Zaśpiewałem jej na urodziny piosenkę,tylko że jej się nie podobała.-Powiedział ze żalem w załamującym się głosie.
-Mam dziewięć lat,jeśli chcesz wiedzieć i jestem Edmund.Wójek mnie zna.-Odpowiedział poczym otarł łzę rękawem swojej koszulki.
-Wójek tu jest,o tam leży,czy na tego człowieka mówisz wójek?
-Tak.On jest dobrym człowiekiem.Bardzo dobrym,najlepszym
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora