Tajemnice Róży-rozdział trzeci

Autor: Robert-Altamiro
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

e.Czy rzeczywiscie nie dobre? Czy powinna być tylko uległa.Chciała być taka jak mówiła matka ale nie potrafiła.Coś zawsze kazało jej się buntować.Jakiś wewnetrzny głos zawsze popychał ją do czynów,mówiąc:

"Sprzeciw się,wyraź swe zdanie."

No i zawsze to robiła-przyprawiajac matkę o podwyższone ciśnienie i problemy...bo ludziom zwłaszcza tym bogatym się to nie podobało.Dla Panicza na włościach czy majetnej kobiety taka dziewczyna była arogancka i bezczelna.Smarkata biedaczka która ma czelność mówić co myśli i jeszcze tego bronić.Nie do pomyślenia.Wielu klientów się odwróciło od rodziny Morrisów,przestając przychodzić do piekarni,robiąc zakupy w sąsiednim sklepie.

-Przepraszam mamo.
-I co mi to da córko?

Nie wiedząc co odpowiedzieć Tiffany odwracała wzrok.Głupio jej było i źle sie z tym czuła.Wiedziała że przez swój wybuchowy charakter przysparza trosk.

-Rachunków tym nie opłace.Nie pozwoli to na utrzymanie sklepu.Jeśli tak dalej pójdzie trzeba będzie go zamknąć.
-Nie mów tak mamo.
-Ale to prawda.
-Poradzimy sobie.
-Wieczna optymiska.Bez klientów nie damy rady.
-Zaczną przychodzić.
-Nie bo zdanie bogaczy jest więcej warte niż jakość naszych wypieków.
-To moja wina.Będę chodzić i przepraszać.Namawiać do powrotów.
-Nie!
-Czemu?
-Bo nie jesteśmy nędzarzami.Moja córka nie bedzie chodzić i się upokarzać,jak jakaś żebraczka.
-To co mam zrobić?
-Nic.Zobaczymy co nam przyniesie los.

Zamyślona Tiffany spogląda na matkę nic już nie mówiąc.Widać że źle się czuje z całą tą sytuacją.Bardzo ją martwiła zasępiona twarz matki.Wiedziała że sprawiła ogromną przykrość...ból i nie mogła sobie tego wybaczyć.

"Boże i co ja narobiłam.Narozrabiałam na całego.Jak zwykle zresztą...tym razem nawet bardziej.Czemu jestem taka narwana i pyskata? Czy zawsze muszę się wyrwać i powiedzieć co mi ślina na język przyniesie.Boże ale jestem głupia."

Pogrążona w rozmyślaniach właścicielka sklepu pochyla się nad rachunkami,jej córka podchodzi do wystawowej szyby jakby chciała wypatrzyć i przywołać klientów. Stojącego przy oknie Richardsona intryguje rozmowa Olivera i jednego z żandarmów:

"O czym oni rozmawiają? Jeśli ma coś nowego dlaczego nie przyszedł z tym do mnie?"

Odchodząc od okna:

-Idę się dowiedzieć o co chodzi.

Przed budynkiem redakcji:

-Z głupiałeś? Przychodzisz tu...a jak nas zauważy-odwracając się i spoglądając na szybę gabinetu Richardsona.
-Nie mam wyjścia.
-Z czym?
-On ciągle do nas przychodzi i wypytuje.
-No i co z tego.
-Ja tego nie wytrzymam.
-Bzdura.
-Nie jestem tak silny jak ty.W końcu coś chlapnę.
-Zamknij dziub i trzymaj się ustalonej wersji.
-Dobra.
-Czy coś wiadomo?

"Jeszcze Ciebie brakowało"

-Nie.
-Nie Ciebie się pytam Oliver.
-Nie,nic.
-To czemu tu jesteś?
-Oddał mi zapalniczkę-wyciągając z kieszeni.
-Właśnie.

"Akurat.Nie widziałem by coś Ci dawał...ale zagram w Waszą grę."

A na głos:

-To musi być bardzo cenna zapalniczka.
-Dla mnie ma ogromne znaczenie.
 
Spoglądając na Olivera i żandarma Richardson wraca do redakcji.Po jego odejściu :

-Nie duzo brakowało.
-Więcej tu nie przychodź.
-Nie będę.
-Mam nadzieję,dla twojego dobra.
-Mojego? Chyba o sobie mówisz.

Żandarm odchodzi.

"Będą z nim kłopoty.Trzeba będzie coś z tym zrobić"





Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Robert-Altamiro
Użytkownik - Robert-Altamiro

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2016-07-31 00:58:50