Tajemnice Róży-rozdział czwarty
uszę... i...tyle w sobie wojowniczości że starczyłoby dla wszystkich mężczyzn w naszym miasteczku...Zdaje sobie sprawę że to jest złe bo przysparza problemów i zmartwień mej mamie.Wiem że ostatnio źle zrobiłam wypominając tej kobiecie to wszystko.To prawda że sama się o to prosiła i nie powiedziałam nic co by nie było prawdą ale nie powinnam tego robić.Czasami lepiej ugryźć się w język i znieść pokornie to co czynią inni,nawet jeśli miałoby to strasznie boleć.Tak powinnam uczynić ale tego nie zrobiłam...szkoda że zrozumiałam to tak późno...za póżno dla mamy i naszego sklepu.Z którym nie wiem co teraz się stanie...co z Nami będzie...bardzo się boje że stracimy wszystko...że mama straci to co kocha...to co było...co jest jej pasją...co przysparza Jej tyle radości w jej szarym życiu...i przez kogo? Przeze mnie...osobę którą kocha i ufa...która miała być jej wsparciem...nadzieją na przyszłość a stała się jej utrapieniem...i... być może przekleństwem.
Słowa nikną w bezkresie cicho łkającej duszy...łzy spływają po policzkach...
-Nie wiem Boże co zrobi ma mama gdybyśmy stracili nasz sklep...sama nie wiem co wtedy pocznę...jak się zachowam...co zrobie...wiem tylko ze gdy...stracimy... nasze życie to...
Zapada przygnębiająca cisza...pełna grozy majaczącej tuż na horyzoncie...będącej coraz bliżej...
Patrząc na przybitego do krzyża Jezusa:
Synu Boży...wiem że nie zasłużyłam na pomoc...nie taka jak ja rozrabiaka ale moja mama owszem.Ona nigdy nikogo nie skrzywdziła w swym życiu...zawsze była i jest miła, uczynna,dobra.Niosąca chętnie pomoc innym ludziom.Nie odbieraj Jej tego co kocha.Mnie możesz zabrać wszystko ale ją oszczędź...prosze.
W ciemnosciach wiatr niósł słowa Tiffany:
-Błagam...pomóż mej mamie...