Tajemnica San Rideau
Kiedyś, gdy już się wszystko uspokoiło i pozwolono nam wrócić do pracy, moi robotnicy zaczęli oczyszczać podziemia, góry śmieci i różnych staroci płonęły na stosie, pewnie nie zwrócił bym uwagi na to, ale robotnik niósł skrzynkę, taką zwykła, chyba po konserwach, potknął się i cała zawartość owej skrzynki wysypała się na ziemię, moją uwagę przykuła stara, wyblakła fotografia młodej kobiety z ledwo czytelną już dedykacją z tyłu fotografii w języku rosyjskim, nie wszystko udało się z niej odczytać, ale tych parę słów wzbudziło moje zainteresowanie „Strzeże Bóg i moja miłość…wszędzie z Tobą…zawsze Twoja…25/VII. 1914”.
Rozpocząłem przeglądanie pozostałych przedmiotów ze skrzynki, same rupiecie a wśród nich stary spleśniały zeszyt, chyba austriackiego podoficera prowiantowego, gdyż kilkanaście stron zajmowały rachunki żywnościowe, tabele i odpisy rozkazów.
Dalej zaczynały się zapiski w języku rosyjskim.
Z początku ładny, wyrobiony charakter, stopniowo przechodził w okropną bazgraninę, miejscami zupełnie nie czytelną.
Nie dość tego, wskutek wilgoci chemiczny ołówek pisma tak się rozmył, że całe strony były rozmyte i nie czytelne.
Nie mogłem wszystkiego odczytać, a to co mi się udało, nie zawsze było zrozumiałe.
Nie mniej jednak, autor – czyli ta „Biała Zjawa”, bo to on był autorem, pisał : Nie wiem ile już dni upłynęło od tego nieszczęśliwego ranka, kiedy to niespodziewanie dostaliśmy się do austriackiej niewoli – ja i sztabskapitan Nowikow, te dziwne warunki w których obecnie żyjemy,uniemożliwiają mi wszelką rachubę czasu. Po tradycyjnym zbadaniu i obrabowaniu nas, zostaliśmy umieszczeni w małej celce podziemnych katakumb fortu.
Nie upłynęła doba prawdopodobnie, bo dostaliśmy dwa razy jeść – gdy stało się coś, czego dotychczas nie rozumiem : oto w pewnej chwili rozległy się straszliwe pioruny, zatrzęsło się i zatrzeszczało całe nasze podziemie, fort widocznie rozpadł się, ziemia jęknęła jak wielkie zwierzę i później przeciągle huczała.
Długo jeszcze rozlegały się grzmoty i drżenie ziemi, ale już dalekie i obce.
Dalej opisywał jak głodni i spragnieni w końcu wyłamali drzwi w swojej celi, po omacku odnaleźli i studnię i prowiant i świece, ale wyjścia nie udało im się odblokować.
On z nudów zajął się budową zegara wodnego, na beczce ustawił kocioł napełniony wodą i wydrążył w nim dziurkę, następnie mierząc własny puls, przyjął zasadę że każde 70 uderzeń to minuta i tym sposobem zrobił kreski oznaczające kwadranse i godziny.
Drugi z jeńców dorwał się do zapasu rumu i pił na umór, a gdy po 90 beczkach wody rum się skończył, to wyliczył rozchód sucharów i bluznął cyniczną prawdę – że czeka ich śmierć głodowa i blachą poderżnął sobie gardło.
Szczury mu kości poobgryzały a jego towarzysz w samotności czekał na mnie i moją brygadę jeszcze długo, w sumie przesiedział tam ponad 8 lat..
Tak tak Szanowna Pani, wychodzi na to, że był on jeszcze młodym człowiekiem, a każdy jeden rok niewoli odbierał mu kolejne dziesięć lat życia.
My tu sobie gadu gadu, a tymczasem dojeżdżamy już do Lublina.
Mężczyzna podnosi się, bierze z półki kapelusz i walizkę.
Dziękuję Pani za wspólną podróż, na mnie już pora, dziękuję – i do widzenia Pani.
Mężczyzna odwraca się do publiczności, robi kilka kroków i kłania się.
Państwu również dziękuję za dzisiejszą podróż, oraz życzę kolejnych miłych podróży z teatrem.