Tajemnica Melanie cz.4
Do pokoju wpadli przerażeni rodzice. - Melanie co ty wyprawiasz?! – wykrzyknęła przerażona mama, pomagając mi wstać. Nie odpowiedziałam jej, podeszłam do okna i spojrzałam w miejsce gdzie on stał. Nie było go, zniknął. Zamknęłam okno i odwróciłam się do rodziców. - Widziałam go.. – powiedziałam do taty. - Był tutaj !? – odpowiedział mi zdenerwowany i wyszedł z pokoju, słyszałam jak zbiega ze schodów i dokądś dzwoni, ale nie usłyszałam gdzie, bo wybiegł z domu. Mama spojrzała na mnie zakłopotana i wyszła. Po chwili do mojego pokoju przyszedł Dean. - Mama powiedziała mi co się stało i no.. – ziewnął – kazała mi z tobą posiedzieć. Kiwnęłam głowa i położyłam się do łóżka. Poklepałam miejsce koło siebie i Dean położył się koło mnie. A ja przytuliłam się do niego i zasnęłam. Rano obudziły mnie promienie słońca padające mi na twarz oraz chrapanie Deana. Podniosłam się na rękach, przeczesałam dłonią włosy i przyjrzałam się bratu. Czarne włosy do połowy szyi, ciemna karnacja, umięśnione ciało i mogłabym tak wymieniać bez końca. Kocham go, jest dla mnie jak ochroniarz, anioł stróż, zawsze mi pomoże i obroni. Wstałam z łóżka, spojrzałam przez okno, zero śladów, po dzisiejszej nocy. Ubrałam szlafrok i poszłam na dół, tata z mamą siedzieli przy stole i pili herbatę. - Dzień dobry – powiedziałam do nich i wyjęłam pomarańczę z koszyka. - Yhym – odpowiedział mi tata, spoglądając na mnie. - Znalazłeś go? - Nie, przeszukaliśmy cała okolicę, nigdzie go nie było, ale znowu było to. – położył przede mną identyczny skrawek materiału co wcześniej.- Może wiesz o co temu komuś chodzi? -Nie, przykro mi. – wstałam i poszłam na dwór na taras. Usiadłam na schodkach, spojrzałam na moje imię na materiale, znowu to samo charakterystyczne pismo. Nie wiedziałam co to mogło znaczyć, te wszystkie znaki i chwilowe pobyty nieznajomego mężczyzny. To było bardzo dziwne. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Usłyszałam jak któryś z członków rodziny je otwiera i wpuszcza gościa do środka. - Melanie – zawołała mnie Elle – do Ciebie. Do mnie? O tak wczesnej porze, któremu ze znajomych zachciało się mnie odwiedzać, przecież wszyscy wyjechali. Nie dawno dostałam kilka pocztówek od przyjaciół. Wstałam, powędrowałam do drzwi. Z Elle stał listonosz z wielką paczką. - Słucham? – spojrzałam na nich pytająco. - To dla Pani – Mężczyzna przysunął do mnie paczkę i podłożył pod nos formularze do wypełnienia. Po podpisywałam wszystko co mi wskazał, a następnie pożegnał się i odjechał żółtą furgonetką. Spojrzałam na Elle, wyglądała na trochę zdziwioną całym tym zajściem, ale nie odrywała wzroku od pakunku, jakby chciał dowiedzieć się co jest w środku. Spojrzałam na paczkę, była zapakowana w ozdobny papier, koloru zachodzącego słońca. Zaczęłam powoli rozrywać paczkę, gdy skończyłam zawartość trochę mnie zaskoczyła. To było, wielkie lustro. Miało brązową ramę, z której wyrastały liście, były prawdzie. Stało na tak jakby kilku splątanych korzeniach, a zwierciadło po brzegach miało wtopione w siebie kwiaty, kwitnącej wiśni. - Melanie, co to jest? – do pokoju weszła mama i spoglądała się dziwnie na prezent. - Lustro – odpowiedziałam jej – Czy ktoś pomoże mi to zanieść do mnie do pokoju? – spytałam przyszłą już resztę rodziny. Dean z tatą ruszyli ku mnie i ostrożnie podnieśli lustro i zanieśli je powoli do mojego pokoju.