Sztuka inspiracji
Zastanawiacie się pewnie, co ma piernik do wiatraka. Miał być post o inspiracji a ja wam tu o jakiejś anonimowej grze opowiadam. Wyobraźcie sobie, to wszystko ma ze sobą dużo wspólnego, ale po kolei.
Kiedy tak grałam w mojej głowie coś zaczęło kiełkować. To była właśnie wspomniana wcześniej inspiracja. Nie, nie! Nie będę malować tego. W mojej głowie narodziła się fabuła zainspirowana właśnie tą grą. Przeważnie historie, które opisuję pojawiają się w mojej głowie niespodziewanie i bez żadnej inspiracji czymkolwiek. Tym razem jest inaczej. Nie potrafię przejść obok. Historia nie jest banalna. Oczywiście nie będę tego opisywać dokładnie. To by było przegięcie. Nikt nie chciałby czytać o fabule, która jest już w grze. Ale pomysł jest prosty. Stworzę historię na fundamencie gry. Postaci, ich charaktery, zabawność dialogów będzie pochodziła z niej. Imiona też zachowam te same. Ale nic prócz tego. Główny wątek też zostanie, ale wszystko będzie realne.
Tym właśnie jest sztuka inspiracji. Coś nas absorbuje do tego stopnia, że jesteśmy tym pochłonięci i chcemy to jakoś wykorzystać. W moim przypadku mam zamiar stworzyć opowieść na podstawie gry. Nigdzie tego sobie nie zapiszę, ponieważ w mojej głowie cały czas toczą się rozmyślania na jej temat.
Najzabawniejsze jest to, że kocham taki stan, kiedy pomysł kiełkuje i rodzi się w końcu na wirtualnym papierze a ja jestem tego świadkiem. Mogę właśnie przez natchnienie stworzyć świat, który odrywa od tego świata realnego.