Sztafeta
- Powiedziałam ci, że jestem z nim szczęśliwa! Odpierdol się pojebie!
Wydawało się, że lada chwila uderzy ją z całej siły w twarz. Ale nie zdążył – po raz kolejny trzasnęła przed nim drzwiami. Znowu stał na ciemnym korytarzu z zaciśniętymi ze złości zębami.
- Pojebana… Nic tu po mnie.
Zapalił papierosa i zaczął schodzić na dół. Mijał kolejne, tak dobrze znane mu piętra. Pełne szczekania psów, krzyków kłócących się małżeństw. Każde piętro tak samo śmierdzące i zniszczone. Wyszedł na zewnątrz, założył słuchawki i zaczął iść w stronę domu.
Był nie tyle smutny, co zwyczajnie wkurwiony, że znowu tak go potraktowała. Kochał ją, był w stanie zrobić dla niej dosłownie wszystko. Starał się o jej miłość tak, jak tylko umiał - często przynosił kwiaty, dzwonił pytając się wszystko u niej w porządku. Raz nawet pobił przystawiającego się do niej pod blokiem pijaka i wylądował w areszcie. Wszystko to dla ukochanej.
- Kocham ją a ona to wszystko pierdoli i liże się pewnie teraz z tym pedałem - pomyślał.
Jeszcze bardziej zacisnął zęby. Miał ochotę zwyczajnie kogoś pobić. Żeby ktoś poczuł się tak jak on. Mentalnie pobity i poniżony. Na ulicy jednak nie było nikogo, kto byłby w stanie mu „pomóc”. Wreszcie trafił na kosz na śmieci – przewrócił go i zaczął się na nim wyżywać. Kopał z całych sił, byle tylko go zniszczyć i rozładować złość. Po chwili usłyszał dźwięk syreny policyjnej.
- Ich też kurwa najebie. Nie dam się zeszmacić.
Radiowóz zbliżał się, a on czuł się coraz bardziej nabuzowany. Wiedział, że różnie może się to skończyć, ale w tym momencie zwisało mu to zupełnie. Widział już zbliżające się światła.
- Mam gdzieś nóż - pomyślał.
Krew w żyłach pulsowała coraz szybciej. Serce biło z sekundy na sekundę mocniej. Radiowóz był już przy nim i w tym momencie chwycił w kieszeni nóż. Samochód jednak przejechał dalej – policjanci pojechali do innego wezwania.
Poczuł niewyjaśnioną ulgę - z jednej strony był gotów nawet ich zabić, a z drugiej ucieszył się, że wróci do swojego mieszkania. Zapalił drugiego papierosa, podgłośnił muzykę w empetrójce i skręcił w stronę domu.
- Kurwa...
Zderzak pędzącego samochodu, szyba, cholernie twardy asfalt.
Uderzył w niego tyłem głowy. Nawet nie próbował się ruszyć, czuł tylko jak głowa robi mu się mokra i ciepła od krwi. Zamknął na chwilę oczy, choć wiedział, że już nigdy może ich nie otworzyć. Zawsze zastanawiał się, co czuje człowiek w takiej chwili. Nic go nie bolało, ale ewidentnie czuł, że odpływa. Nie wiedział, czy tylko mdleje, czy umiera.
- Otwórz oczy! Proszę!
Otworzył, zobaczył czarnowłosą dziewczynę, z dużymi, zielonymi oczami i mocnym makijażem. Sam jednak oczu już nigdy nie zamknął.
Zadzwoniła na 112 i z drżącym głosem, patrząc mu prosto w oczy, opowiedziała dyspozytorce o wszystkim, co się stało. Miała czekać aż przyjedzie pomoc. W głuchej ciszy czas niemiłosiernie się dłużył. Na ulicach nie było dosłownie nikogo, w okolicznych domach wszyscy już spali. Próbowała dodzwonić się do chłopaka, ale nie odbierał.
- Pewnie siedzi z kolegami i chleje, a mnie ma w dupie. - pomyślała.
Wybrała jednak jego numer jeszcze raz. Tym razem odebrał i płacząc opowiedziała mu o wszystkim. Błagała go by przyjechał i jej pomógł. Wiedziała, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzi. Przyjechał wcześniej od karetki pogotowia. Przytulił ją, zapewnił, że wszystko się jakoś ułoży, że razem uporają się z przeciwnościami.
- Piłaś? – zapytał.
Zdarzało jej się jeździć po alkoholu,