Strażnicy Snów (fragment)
Nieśmiało kiwa głową. Widzę, jak wyraz jej twarzy zmienia się. Dostrzegam w jej oczach prawdę. Nikt jeszcze jej czegoś takiego nie powiedział. Nawet jej chłopak.
- Problem polega na tym, że nie mogę się zakochać – ciągnę. – Paranoja nie? Szczególnie jeśli już za późno.
Nikły uśmiech pojawia się na jej ustach. Wyciąga rękę i głaszcze mnie po włosach. Widzę zdumienie na jej twarzy.
- Nie są zimne – szepcze do siebie. Śmieję się.
- Moje serce też nie.
Uśmiecha się szerzej. Biorę jej rękę i całuję palce. Widzę jak przechodzi ją lekki dreszcz. Unoszę się na łokciu i obejmuję jej twarz. Zamyka oczy. Zbliżam usta do jej warg. Całuję ją delikatnie, z czułością. Czuję, że mi się oddaje. Przyciąga mnie do siebie. Oddaje pocałunek z namiętnością. Przypieram ją do ściany. Odrywamy się od siebie na chwilę, by zaczerpnąć powietrza. Ta chwila wystarcza, by rozdzwonił się mój telefon.
Wyciągam go z kieszeni i przesuwam słuchawkę. Przykładam do ucha.
- Tak? – warczę.
- Cześć, bracie – słyszę głos Carry’ego. Chyba mnie szlag trafi.
- Carry, nie powiem, żeby to był odpowiedni moment na pogaduszki.
- Stary, dyrektor się na ciebie wścieka. Dzwonił do ciebie chyba z tysiąc razy, a ty nie odbierasz. Co ty robisz, człowieku?
Jego pytanie mnie zawstydza. Patrzę na Julię, która przechyliła głowę w prawo i przygląda mi się, marszcząc brwi.
- Gówno mnie obchodzi dyrektor – oznajmiam z wściekłością.
- Jack, jest problem na ulicy Wensleya - krzyczy do słuchawki Elena.
Wensleya? Przecież kamienica Julii znajduje się na tej ulicy…
- Gdzie dokładnie? – pytam, zaniepokojony.
- Kamienice numery 34, 36 i 38. Dwieście metrów od przystanku.
O Boże. To tutaj. Wstaję i podchodzę do okna. Na zewnątrz stoją cztery czarne sedany, dwanaście osób rozgląda się wokół.
- Carry, jestem w jednej z kamienic.
- Co?! – słyszę krzyk co najmniej czterech osób. – Jak ty tam wlazłeś?
- Normalnie, jestem w jednym z mieszkań, z pewną dziewczyną… - Oglądam się na Julię. Jest zdezorientowana. Nie wie co się dzieje.
- Mówiłem ci, że ona cię zabije? Będziesz miał problemy…
- Ej! Nie jestem dzieckiem, jasne? Przypomnę ci, że przeszedłem pełny trening, ukończyłem dwa kursy sztuk walki i potrafię prowadzić samochód. Jestem Strażnikiem, nie dzieckiem.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów zaczynam żałować. Nie dość, że nakrzyczałem na najlepszego przyjaciela, to jeszcze Julia wszystko słyszała. Odwracam się i widzę ją tuż przy sobie. Patrzy na mnie niepewnie. Przyciągam ją do siebie i mocno przytulam.
- Jaki jest problem? – pytam spokojnym głosem.
- Jeden z ludzi Mroku jest w którejś z kamienic. Nie wiemy w której. Nie mamy też pojęcia, po co tu przyszedł. Jest tu co najmniej osiem Podopiecznych.
- W tym ONA – szepczę ze strachem.
- Tak.
Przeszywa mnie strach. Osiem Podopiecznych. To dużo. Tutaj na pewno jest dwóch, Julia i Sam. Nie mam pojęcia, ilu jeszcze. Na zewnątrz jest dwunastu Strażników. Pozostali mogą być w kamienicach, przeszukiwać je. Tyle ludzi.
- Zaraz zejdę – mówię i odrywam telefon od ucha.
- Nie! – krzyczy Carry. – Musisz chronić Podopiecznych. Ilu jest z tobą?
- Dwóch – odpowiadam, pewien już, że Julia wszystko słyszała.
- Pilnuj ich. Sara jest Strażniczką chłopca o imieniu Sam, z tego co wiem, jego siostrą jest twoja Podopieczna.