Strażnicy Snów (fragment)
- Jack? Co ty tu robisz? – pyta i podchodzi do drzwi. – Sam, idź do salonu.
Chłopiec posłusznie znika w jednym z pokoi. Jego siostra patrzy na mnie oskarżycielsko.
- Więc, po co tu przyszedłeś?
- Chciałem… - urywam. Brawo geniuszu. Kolejny nieprzemyślany plan. Przyszedłeś tu, stoisz przed nią i co masz zamiar jej powiedzieć? Że jest twoją dziewczyną? Po prostu kocham swój mózg. Te włosy chyba nie sprzyjają myśleniu… Aha. To miał być sabotaż na mój umysł…
- Chciałeś? – powtarza. – Przyznaj się. Nie wiesz, po co tu przylazłeś. – Kiwam głową, skruszony. – Łazisz za mną jak cień, ciągle się na mnie gapisz, jakbym była jedzeniem, a ty głodował przez dwa lata.
Wow. Trafne określenie. Chyba na serio tak się czuję. Ona jest jak łania, a ja jestem starym, rannym wilkiem, który nie ma siły jej złapać.
- W zasadzie to tak, ale daj mi wyjaśnić… - Zauważam, że się trzęsie. Cholera, jest jej zimno. – Wchodź do środka.
- Co, przepraszam?
- Zimno ci – oznajmiam, jak ostatni głupek. – Wejdź do środka.
Wzrusza ramionami robi krok w tył i wpuszcza mnie do swojego mieszkania. Zamyka za mną drzwi.
- Tak lepiej? – pyta drwiąco.
- Sama mi powiedz – wypalam. Idiota, idiota, idiota. Cholernie przystojny idiota.
Prowadzi mnie do swojego pokoju. W duchu odczuwam małe zwycięstwo. Siadam na fotelu pod oknem, a ona podkula nogi na łóżku.
- No więc? Może mi to wszystko wyjaśnisz?
Biorę głęboki oddech. Patrzę na jej długie, zgrabne nogi. Nie moja wina, że ma na sobie tylko szlafrok!
- Zakochałem się w tobie – mówię, prosto z mostu. Trochę nakłamię, trochę nie. Nie mogę zdradzić jej prawdy. Tajemnica zawodowa. Zabiliby mnie za to. Zabiliby ją. – Od pierwszej chwili, w której cię ujrzałem. Moje serce zaczęło bić jak szalone, nie mogę nic na to poradzić.
W sumie prawda. Jeszcze nie wynaleźli tabletek na zakochanie. A jak wynajdą, to będę pierwszym klientem.
- I tyle? – pyta, zdziwiona. – Żadnego „marzę, żeby iść z tobą do łóżka”?
- W sumie, to też – szczerzę się. Chcę żeby wiedziała, że to żart. Przynajmniej w połowie.
Chwilę myśli. Tak słodko przygryza dolną wargę. Aż chcę ją pocałować.
- Słuchaj koleś – zaczyna. – Znamy się tydzień. Ja i mój chłopak jesteśmy ze sobą półtora roku. Widzisz różnicę?
O Boże. Tak bardzo chcę ją przytulić, że przez chwilę nie dociera do mnie, co właśnie powiedziała. Pół roku? Tak długo wytrzymała z tym palantem?
- Nie obchodzi mnie to – mówię, zanim zdążę pomyśleć. Głupek.
Unosi brwi. Jej oczy stają się jeszcze większe. Biedna, nie zdaje sobie sprawy, że właśnie dostałem pięć zawałów serca.
- Dziwny jesteś.
Jakbym nie wiedział. Naprawdę. Mam szesnaście lat, od dziesięciu jestem dziwakiem z białymi włosami. Od dziesięciu lat codziennie mówię sobie, że jestem głupkiem i idiotą. A ona teraz mi to mówi?
- Wiem – mówię. Podnoszę się, powoli, żeby jej nie przestraszyć.
Podchodzę do niej. Odsuwa się pod ścianę.
- Słuchaj, wątpię, żeby ten debil kochał cię tak jak ja. Nawet w połowie.
Otwiera szeroko oczy. Nie wiem, czy ze zdziwienia, czy ze strachu. Tak bardzo pragnę ją przytulić. Zanurzyć twarz w jej włosach. Pocałować jej miękkie usta.
- Nie boję się ciebie – mówi twardo, ale jej głos lekko drga.
- Nie musisz. – Opadam ciężko na łóżko obok niej. – Nawet nie wiesz, jak ciężkie jest życie dla kogoś, kto cię kocha. Codziennie muszę patrzeć, jak ten dupek cię dotyka. Jak cię całuje. Sto razy bardziej niż on, chciałbym to zrobić. Wierzysz mi?