Stare przygody kota Hatora (opowiastka 3)
I wreszcie: nocny wypad do kolesi, którzy zamiast miseczek i zakochanych w nich pań, miewają totalną swobodę, ale -bywa- cierpią głód, zimno, obszarpanie. Dosłownie i metaforycznie. Ot, życie! Pewnego sierpniowego wieczoru uległam "grze aktorskiej" mego kociny i poszłam z nim na krótki spacer. Smyczy i szelek nie używamy. Na ich widok Hator zdycha, zamiast reanimacji do życia przywracają go schody klatki i widok podwórka, które przemierza na własnych zasadach. Co się obiegam, wybiegam, nabiegam i ... zabiegam to moje, ale "chwilo trwaj". Tzw. małe radości życia, dzielone z niezwykłym futrzakiem są bezcenne. W ów krytyczny wieczór zbyt dużo było wyąłcznie kociej radości. Poszukiwany chował się w zakamarkach aż do drugiej nad ranem. Dzielnie (z latarką i łzami w oczach), chwilami łamiącym sie głosem nawoływałam koto-osiołka, który poczuł "zew natury". A dodatkowo zaintereswował sie niedaleką i niestety ruchliwą (nawet nocą) ulicą. Oboje wyciągnęliśmy wnioski z zakończonej dwustronnym, pozornie dla mnie zwycięskim fortelem PRZYGODY. Kot się zlitował i dał przechytrzyć. Wrócił do stanu uduchowionego, ale i chytrego "udomowienia". Kiedykolwiek ogarnia go wieczornica-oszołomnica jestem zdecydowana i konsekwentna. Skrytym uciekaczom - mówimy nie. Głos rozsądku i serca. Rzadko tak wyjatkowo zgodny duet. Harmonia, mimo wielu niespodzianek, jest również obecna w nowych przygodach Hatora, o których napiszę niebawem.
Obustronny kompromis to "złoty srodek", nie tylko w relacjach międzyludzkich. Z kotem pokroju Hatora:) łatwiej go jednak wypracować i osiągnąć. A jego liczne przygody to źródło nie tylko naszej radosci, ale i towarzyskich anegdot wsród przychylnym "braciom mniejszym" znajomych. Z miauczarnym pozdrowieniem - S.W