spowiedź pani Weroniki
/>
Przez chwile Weronika udawała, że mówi, wiatr udawał, że słyszy ale jeszcze nie
czas - pomyślała. Wyjęła z kurtki prawie pełną paczkę papierosów, przez chwile szukając po kieszeniach zapalniczki. Gdy ją wyjęła przez moment przyglądała się jej, co najmniej jakby dopiero co ją znalazła. O tak, dużo jej to przypomniało. Zabrała ten mały, srebrny przedmiot aż tutaj. Zwykła rzecz, mająca jedno wspomnienie, do którego chciała wrócić ostatni raz. Jeszcze przez chwilę przyjrzała się zapalniczce, szczególnie namalowanemu z boku półksiężycowi z dopiskiem „K”. Po policzku dziewczyny spłynęła jedna, duża łza. Pozwoliła jej przepłynąć po całej twarzy aż skapnęła na ziemie. Weronika przetarła mokry policzek i zapaliła papierosa. Przez jej głowę przemknęły miliony, tuziny myśli. Westchnęła głośno, po czym szepnęła od czego mam zacząć?. Myślała o tak wielu sprawach, że jej głowa zamieniała się w powolny chaos, przyłożyła dłonie do uszu i potrząsnęła głową. Coraz głośniej i głośniej, dookoła niej, jakby w minucie usłyszała myśli każdego żyjącego człowieka, wijąc się na skale wstała i krzyknęła jak najgłośniej umiała. Jeszcze przez jakiś czas rozlegało się dookoła niej echo. Dziewczyna stała w bezruchu, powiedziała - to się musi skończyć. Przyłożyła do ust papierosa i znów usiadła na wyrzeźbionym skalnym wzniesieniu.
Twarz skierowała w dal, wpatrywała się w nią tak, jakby był wypisany tam cały scenariusz jej życia. Zacznę od dnia, zanim się wszystko zaczęło – powiedziała.
Przed oczyma dziewczyny pojawiły się obrazy jej dzieciństwa. Widziała siebie jako biegającą beztrosko małą dziewczynkę z jasnymi włosami lekko powiewającymi na wietrze. Podskakiwała i znów biegła, wydawać się mogło, że jest to najprawdziwsze dziecko szczęścia. Byłam obserwatorem tej chwili, stałam z boku i parzyłam na tą małą dziewczynkę. Jestem gotowa by zacząć swoją spowiedź – powiedziała.
Miałam wtedy pięć lat i ani grama smutku w sercu. Jakby nigdy nic nie miało się zmienić. Wszystko było takie łatwe, takie proste. Wszystko czego potrzebowałam to promyki słońca przedzierające się przez okno mojego małego pokoiku, które budziły mnie co rano opadając na moja buzię. Wiedziałam, że zaczyna się dla mnie nowa przygoda na którą czekałam całą noc. Z radością wychodziłam z łóżka biegnąc do babci. Co rano miałam nadzieje, że promyki budzą ją tak samo jak mnie i gdy wejdę do jej pokoju, będzie na mnie już czekać. Ale tak nigdy się nie stało.
Weronika mówiąc to uśmiechnęła się do siebie samej, do dziewczynki jaką kiedyś była. Pomyślała jaka wtedy była szczęśliwa i zapragnęła teraz przeżyć jeszcze jeden dzień jako pięciolatka pozbawiona zmartwień.
Że też wszystko wtedy było takie proste. Schodziłam szybciutko po schodkach do kuchni gdzie stał duży fotel bujany, w którym siadała po obiedzie babcia, i tam czekałam aż się obudzi i pozwoli mi wyjść na zewnątrz. Niecierpliwiłam się z minuty na minutę. Jak najszybciej chciałam się dostać do mojego własnego świata, który był tuż za oknem. To co mnie interesowało… i to co mnie powoli gubiło. Za bardzo żyłam w świecie nie realnym zdecydowanie za mało w realnym. Byłam małym, nierozumnym jeszcze dzieckiem ale tak na prawdę nikt nie nauczył mnie być nim. Byłam jedyną małą dziewczynką na całym osiedlu. Pozostawiona sobie samej, bez żadnej równie małej istoty jak ja. Oczami dziecka pozostało mi jedynie ubarwianie tego świata własnymi przygodami w których co dzień byłam inną postacią. Trwało to jeszcze rok, do czasu kiedy w domku obok wyprowadzili się sąsiedzi, dwoje staruszków, którzy sprzedali dom i wyjechało za granice, do swoich dzieci. Byli to spokojni ludzie, choć nie miałam ich okazji często widywać. Kilka dni później przyjechali już nowi właściciele. Pamiętam ten dzień jak dziś. Śliczna słoneczna pogoda, ja jak zwykle bawiąca się koło domu, ubrana w brązową sukie