snieznobiala poswiata
ącej się kobiety i pomachał do niej lewą dłonią na znak, że polecenie zostało zaakceptowane przez jego mózg, który odruchowo wcisnął enter. Opuściwszy sekretariat, ukierunkował swe kroki w stronę schodów wiodących do góry. Wstąpił na nie z taka gracją, że Rokita aż krzyknęła z zachwytu. Stanisław wracając się napotkał jej spojrzenie. Kobieta szybko spuściła wzrok. Nie chciała, żeby wiedział, iż jej okrzyk był wyrazem podziwu. Odwrócił się plecami do sprzątaczek i pomaszerował dalej. Uśmiech spełzł z twarzy Marysi. Na czwartym stopniu od góry ujrzał równie przystojnego jak on mężczyznę. Był to jego najlepszy kolega z pracy – Juliana Lenina. Uściskali się serdecznie a Stasiek wytrzeszczył oczy na widok jego nowego dresu w kolorze tartej bułki. Sam chciał sobie taki kupić, ale ostatnio jakoś zabrakło mu pieniędzy, bo wszystko zainwestował w remont domu. Patrzył zamyślony na strój Juliana. Nie był zazdrosny, że przyjacielowi lepiej się powodzi. Cieszył się, że Julek tak ładnie się ubiera. W tym momencie kontemplacje Stasia przerwał donośny dzwonek. Mężczyźni jednak bynajmniej się tym nie przejęli. Wymienili kilka uwag dotyczących nowego planu i poszli na lekcje. Profesor Kozakiewicz zatrzymał się przed salą numer dziesięć i obrócił wokół własnej osi szukając uczniów klasy I bLO. Nie spostrzegł nikogo. Zerknął na drzwi i spostrzegł, że są lekko uchylone. Westchnął z głęboką ulgą, a w jego skołatanej głowie zapaliła się iskierka nadziei. „Może uczniowie są wewnątrz!” - pomyślał z ulgą, wzdychając bezpodstawnie. Pchnął drzwi i wszedł do środka. Jego cudnym oczom ukazał się niezbyt zachęcający widok. Samotna postać próbowała naprawić odstającą deskę podestu. Wbijała zardzewiały gwóźdź pantoflem z popieliczej skórki. Kiedy usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi, odwróciła się tak gwałtownie, że jej kark przeszył ostry ból. - To na pewno ta nowa sprzątaczka - pomyślał Staszek, obrzucając ją niemym spojrzeniem. Łypnęła na niego spode łba, ale kiedy promień jaskrawo-czerwonego wrześniowego słońca padł na jego okulary, ujrzała go w śnieżnobiałej poświacie i zrozumiała, że ziściły się jej marzenia o księciu z bajki. Wstała i poczęła błądzić nieprzytomnym wzrokiem po jego umięśnionym ciele. Marzyła, żeby jego kubraczek otarł się o jej palto. Tak bardzo tego pragnęła, że chcąc podejść do nieznajomego, niefortunnie zawadziła stopą o deskę, którą usiłowała przytwierdzić, że wpadła wprost w jego ramiona. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Epilepsja, bo tak miała na imię, zakochała się w Stanisławie bez pamięci. Wyczuwając jej nachalne intencje, wzdrygnął się mimowolnie i wypuścił ją czym prędzej z rąk. Uderzając o podłogę, poczuła nieprzyjemne szarpnięcie w okolicach pępka i stwierdziła, że stłukła sobie lewe kolano. Pan Kozakiewicz wybiegł z krzykiem a ona zdławiona niepowodzeniem rozpłakała się histerycznie.