Senna Okta
W sali panował niepokój. Było sporo ludzi, zresztą jak zawsze. Dziwiłam się, że siedzę przy ścianie i z inną szkolną koleżanką. No, w życiu potrzebne są zmiany, czemu nie. Dziwne, że nie wpadłam na ten pomysł wcześniej, zważywszy na fakt, że obok mojej obecnej ławki pojawiło się tajemne przejście, które prowadzi prosto do mojego mieszkanka. Tunel był dość mroczny i szary. Najprawdopodobniej betonowy. Nie przeszkadza mi to, w końcu ponoć jestem smutnym człowiekiem, z czym oczywiście się nie zgadzam!
Ku mojemu zdziwieniu w szkole pojawił się nowy sprzęt, a był to tablet wielkości telewizora, aczkolwiek płaściutki jak te wszystkie nowoczesne urządzenia. Byleby się zmieścił wszędzie, a fakt, że ekran może się rozbić raz dwa już nikogo nie interesuje. Jako elektroniczna buntowniczka oczywiście zielonego pojęcia nie mam, które ekrany są szklane, a które jeszcze inne. Wracając, tablet był zachwycający, jednak pani od matematyki nie umiała się nim obsługiwać. Kto wie, być może ma podobne poglądy do moich. Do tablicy podszedł kolega, niestety nieco osiwiał, a włosy mu się skróciły. Nie wiem co gorsze... kolega jednak opanował sprzęt, a więc były jakieś plusy z jego obecności w mojej klasie. Dziwne, że tam się znalazł, przecież jest starszy, pochodzi też z innego środowiska.
Cóż, sytuacja opanowana, pora więc się wymknąć do domu przez tajemny tunel. Ech, jak zwykle niezauważona, szara myszka, wtopiła się w szarość tunelu. Tunele do domu to wspaniałe rozwiązanie, czekam aż ktoś to zrealizuje. Każdy wtedy miałby swoją indywidualną drogę do rodziny.
Matematyka nagle się skończyła, jak za machnięciem czarodziejsiej różdżki. Zazwyczaj ciągnęła się w nieskończoność. Wychodząc, a właściwie wybiegając ze szkoły, zaczepiło nas dwóch mężczyzn. Ku mojemu zdziwieniu, jeden wyciągał z samochodu ogromną, pluszową żyrafę. Ten drugi dotknął mnie oraz moją ławkową koleżankę w dość intymne miejsce, mam tu na myśli pośladki. Ależ się zdenerwowałam! Chciałam faceta uderzyć najmocniej jak tylko potrafię, jednak przeszkodziła mi w tym bardzo włochata rękawiczka. Cóż, wiedząc, że dostał zbyt lekkiego ''liścia'', postanowiłam odrobinę doprawić mą zemstę i ścisnęłam mocno jego twarzyczkę. Z satysfakcją spojrzałam na drania, a ten odparł tylko, iż jest otwarte mini zoo w naszej szkole.
Cóż, nie miałam ochoty tam iść, ale niestety tak prowadziła nas droga do domu. Zawsze musiałyśmy chodzić przez park. Tym razem czekały na nas ciekawe niespodzianki. Były grosze od dwóch ujadających psów, które zawsze odprowadzały mnie do domu głośnym szczekaniem. W krzaczkach ukrywały się sporej wielkości lemury, na trawce wygrzewała się lwica, a zza drzew wychodziły równie gigantyczne szopy pracze. Któż by nie był przestraszony... wydawało by się, że każdy, jednak moja ławkowa była w raju! Błagałam, prosiłam ''chodźmy stąd, Okta!!!'', ta jednak dała się namówić po bardzo długim czasie.
Po wyjściu z parku zauważyłam grupkę młodocianych, trójpaskowych obywateli, którzy z zapałem pili na naszej głównej ulicy. Byłam zrozpaczona, przecież takich rzeczy się nie robi, a już na pewno nie na widoku. Toż to obraża moje uczucia religijne. Myślałam sobie... czemu policja się do nich nie zwróci? Raz, dwa i postawiliby ich do pionu. O dziwo, policja była zajęta innymi ciekawymi osobnikami. Tamci jednak zaczęli się poważnie buntować. Wybuchły zamieszki.
Tymbarki z niebieską zawartością, piwa, również napełnione (zwyczajny brak poszanowania) i inne alkoholowe sprawy wirowały w powietrzu. Niektóre nawet spadały na nas. Uciekłyśmy, jak najdalej się dało...