Rudolf
Kiedy wchodziła do mieszkania, on nawet nie drgnął. Siedział nieruchomo obserwując świat za oknem, a raczej jego mały fragment ze śmietnikiem, trzepakiem i figurą Matki Boskiej, ustawioną w centralnym miejscu.
- Poruszyłeś uchem! - Krzyknęła i dwoma machnięciami pozbyła się pantofli, z których jeden wpadł do pokoju i zatrzymał się dopiero na stołowej nodze.
Znieruchomiała czekając czy zareaguje, ale jemu było najwidoczniej wszystko jedno albo już się przyzwyczaił do tego, w jaki sposób Hanka zdejmuje buty.
- Jeśli będziesz stroił fochy, to przestanę cię karmić i będziesz się stołował na mieście! - Spróbowała go złamać szantażem.
Kiedy i ta próba okazała się bezskuteczna, Hanka poczłapała do stołu, żdeby odkopnąć pantofel, uderzając się przy okazji w duży palec u nogi.
-Mógłbyś, kurwa przynajmniej na mnie popatrzeć! Kiedy matka wracała z pracy to przylatywałeś, jak tylko zgrzytnęła kluczem w zamku! Kim ja dla ciebie jestem, że mnie tak traktujesz?!
Usiadła zrezygnowana na wersalce i schowała twarz w dłoniach. To był chyba najlepszy sposób na jego upór. Zeskoczył z parapetu i idąc do kuchni, otarł się nieznacznie o jej nogi.