Rozmowy z mamą przy szorowaniu pleców
Wiek, nie wiek, pewne rzeczy chłopak musi robić i już! Tylko jak to mamie wytłumaczyć?
– Oj, mamo, prawie już miałem! Jak by mnie nie wziął, to sam bym poszedł. Miał mnie na oku. Zresztą chłopacy się umówili, że my młodsi między sobą się bijemy, a starsi ze sobą. No i jak tak stanęliśmy, to zaczęliśmy krzyczeć, że to oni mają być Krzyżakami, a oni tak na nas. Nikt nie chciał ustąpić. Mieliśmy być Krzyżakami?! To się wreszcie rzuciliśmy, krzycząc, że na Krzyżaków, a oni to samo. Aleśmy się bili! Ale lekko, mamo, tak na niby, przecież miecze były drewniane i tarcze mieliśmy.
To ostatnie dopowiedziałem, widząc, jak mama zmienia się na twarzy. Dodałem dla uspokojenia:
– I prawie nic nikomu się nie stało.
Że też mnie podkusiło! A tata zawsze powtarzał, że mowa jest srebrem, ale milczenie złotem! Mama aż przerwała szorowanie moich pleców:
– Prawie?! Przecież mogliście się pozabijać! Drewnianym mieczem też można krzywdę zrobić!
– Ee tam, tylko kilka siniaków było. Ale jaka zabawa!
– Zaraz, czy to było wtedy, kiedy pełno milicji ganiało po całym osiedlu?
– Chyba tak, mamo. Bo jak walczyliśmy, to szybko przyjechała. Może przez ten hałas, albo ktoś z dorosłych wezwał. Więc wszyscy rzucili się w nogi, a milicja nas goniła. Ja z Andrzejem i jeszcze kilku chłopaków od nas wbiegliśmy do naszego domu. Schowaliśmy się na klatce na trzecim piętrze i myśleliśmy, że pobiegną dalej, ale usłyszeliśmy że wbiegają. To przez ten właz u góry weszliśmy na strych i wdrapaliśmy się do góry na te belki od dachu. Tam się na nich położyliśmy, a milicja też weszła na strych, ale nie patrzyli do góry. Przeszukali strych i któryś krzyknął, że pewnie drugą klatką uciekliśmy i tam też zeszli. No to jeszcze poleżeliśmy i już. Ale zabawa była!
– Zabawa? Mogliście sobie krzywdę zrobić, i jeszcze bym chodziła po was na milicję!
– Ale przecież nas nie złapali…
– Ale mogli! Zawsze coś musieliście wywinąć! I Andrzej, starszy, a jeszcze ciebie wciągał.
– Wcale nie, mamo. Sam chciałem.
– Ale on starszy i miał ciebie pilnować, a nie wciągać do bijatyk.
– Mamo! To nie była bijatyka, tylko biliśmy się jak pod Grunwaldem! A Andrzej mnie pilnuje, jak wtedy co mnie odkopał.
– O Jezu! O czym znowu mówisz?!
Znowu się zagalopowałem! A Andrzej mi mówił, żeby ani mru mru mamie…
– Mamo, to było bardzo dawno, też jeszcze w Bydgoszczy. Już jestem wykąpany i głodny. Zjadłbym coś.
– Zaraz zjesz. Co to było?!
– A tam, kiedyś na podwórku zamek z piasku budowaliśmy i wykopaliśmy taki mały rów. No i mnie w nim trochę zasypało, ale zaraz Andrzej z chłopakami mnie odkopali.
– Czego ja jeszcze nie wiem?! Jak nie bójka z innymi, to milicja was gania. Teraz jeszcze to! Albo z tym psem, kiedy mi się wyrwałeś…
Mamę wyraźnie wzięło na wspominki.
– Bo mama mnie słabo trzymała. Przecież lubię psy, to do niego podbiegłem.