Rozdarta dusza
Jednak bywały i szczęśliwe dni, gdy chodziłam zatopiona w snach na jawie, z wymalowanym uśmiechem na ustach przyłapywałam się na cichym chichotaniu, podczas porannego spaceru, bo nagle przypomniałam sobie jakiś wspólny żart. Lecz potem znowu nadchodziła nieproszona, bezlitosna Pani Depresja i spychała mnie w otchłań obłędu. Zdobywałam się na kuriozalny wysiłek, jakim było wyproszenie Jej za drzwi. Pomagało na chwilę, ale Ona zawsze odnajdywała drogę powrotną.
Wszystko doprowadzało mnie do łez, ponieważ wszędzie widziałam Ciebie. Ciągłe huśtawki nastrojów stawały się nie do zniesienia. Biernie poddawałam się tym stanom. Przestałam walczyć. Przyjaciele oraz rodzina pojawiali się i znikali. Pomagali mi tym, że mogłam się przy nich wypłakać i wyżalić, innym razem udawało im się mnie rozbawić, ale brakowało ciągle czegoś w tym śmiechu. Nie potrafiłam być w pełni szczęśliwa, ani radosna. Zdawało się, że żyję, ale byłam jakby zawieszona w jakieś próżni. Nieustannie wyczekując…
A może On jednak wróci…?
Byłam zmęczona jałową egzystencją. Chciałam żyć! Prawdziwie. Pragnęłam odnaleźć dawno utracony sens. Te oraz inne myśli bez końca kotłowały się w mojej głowie, aż doszło do tego, że nie chciałam opuszczać bezpiecznego schronienia, jakie zapewniał mi troskliwy Morfeusz. Wizja cudownych snów była zbyt kusząca, by się jej oprzeć. Zwłaszcza, że tylko wtedy słyszałam Twój głos. Nie ciskałeś we mnie gradem obelg i pretensji, lecz szeptałeś mi do ucha księżycową kołysankę: „ Dasz radę żyć, bo jesteś silna i odważna. Zobaczysz poradzisz sobie. Dzieliliśmy ze sobą wiele unikatowych chwil, a Ty uczyniłaś moje życie… Uczyniłaś je kompletnym. Niczego nie żałuję, ale jestem jedynie rozdziałem w Twoim życiu – będzie ich znacznie więcej. Zachowaj w pamięci Nasze wspomnienia, lecz proszę, nie bój się tworzyć nowych. Nie przypuszczałem, że się w Tobie zakocham, ale tak się właśnie stało. Żadne słowa nie oddadzą moich uczuć. Oczywiście to moja wina. Tylko moja. W niczym nie zawiniłaś. To przeze mnie, lecz naprawdę nie chciałem Cię zranić, dla Twojego dobra odszedłem”.
Ponownie wyruszam w niekończącą się samotną podróż do nikąd, gdzie nie ma miejsca na empatię ani odczuwanie…