Retrospekcje
Łzy mieszały się z wysokooktanową krwią. Malioara chyba skaleczyła się w palec. Tylko taka prawda zmieściła się w kadrze, który windą spadającego noża zjechał na podłogę. Gesmo odrywając od posadzki poranną twarz budzi się ukazując nam oblicze dworca wypierające leniwie ciemność. Wsiąść do pociągu i odjechać gdzieś daleko. Albo położyć się na torach. Obiecał sobie, że nie będzie jak bezdomni, których widywał, że nie będzie mówił w taki sposób jak oni, filozofowie straconych szans, straconych przez czynną bierność. Milczy i postanawia wziąć się za siebie. Rzuca się w nowy dzień. Depcząc swe ślady, z których bezskutecznie wykwita ostrzeżenie dociera na zarezerwowane dla siebie dno, palce łączą się ze swymi starymi odciskami, dzień z nocą, kalekie ciało z ławką i snami, które będą gorsze niż rzeczywistość dopóki nie przestanie się budzić. Kadrem snu jest prostokąt przedniej szyby pociągu, który wąską uliczką zbliża się do kamienicy, z której ktoś wybiega prosto pod koła. Gesmo zrzuca na ten wypadek odpowiedzialność za swą pasywność, która nie pozwala mu na zmianę swego życia. Na wypadek z nożem zrzuca zaś odpowiedzialność za zmarnowane życie Gonxhy, która w retrospektywie wspólnych zabaw jest psotną, ale niewinną istotą, lecz w perspektywie dorastania w domu dziecka lub pod opieką Bruna jej uroda jest magnesem przyciągającym krzywdy i upokorzenia. Gonxha? Minęło już chyba dość czasu, by mogła brać forsę od frajera wysiadając z samochodu. Bardzo do niej podobna. Twarze rzezimieszków i ciała kurtyzan drgają w obiektywie poruszanym przez kuśtykającego Gesmo bezskutecznie szukającego pośród nich Gonxhy w przebłysku czegoś, co zostało z miłości, którą zniszczył swoją ułomnością, tą sprzed wypadku. Retrospektywa cofa rozpędzone auto i pozwala wstecznie zrosnąć się nodze młodzieńca zamykając ranę otwartego złamania, by mógł podnieść się i wrócić do sutereny, gdzie Bruno złapie go wpół i zacznie bezgłośnie wykrzykiwać pouczenia, że nie powinno się chodzić tyłem, bo to niebezpieczne, by po chwili już pełnią głosu dodać, że jeśli myśli, że znaczy coś dla tej kurwy to się myli, a jeśli ta kurwa tak go lubi to może iść za nim, droga wolna, a on, gówniarz jeden, żeby mu się tu więcej nie pokazywał, bo to, że może tu mieszkać nie znaczy, że może za darmo dymać jego dupę i demonstruje mu jak przekraczać drzwi przodem. Domysł wypadku nasuwający się z piskiem opon dochodzącym z ulicy nie dotyczył już Gesmo, który część wyrzutów sumienia przelał na konto tego zrządzenia losu. Nie dotyczyło go to, że bez niego dziwka byłaby nikim, a jak ma większego to niech się z nim rżnie, ale najpierw on zerżnie jej bachora, błysk noża, po który sięgnęła Male przeniknął pobudzająco do snu Gesmo, w którym znów ujrzał ją z podbitymi oczami pełnymi łez, które tylko mnożył swoimi pocałunkami, za których czystość go kochała, lecz coraz bardziej się ich bała, gdyż nie szły w parze z materialnymi podstawami do odpowiedzialności, które miał zaś Bruno w postaci Gonxhy przepisanej na jego nazwisko i związanych z tym świadczeń. Male wszelkich możliwości ubiegania się o pomoc społeczną czy alimenty poskąpiło prawo, według którego jest tu nielegalnie, co jemu pozwalało stwierdzać, że jak chce to może się poskarżyć, że upija się i ją bije, a wtedy na pewno pozwolą Gonxhy tu mieszkać, zresztą może się też pochwalić, że jest dziwką, gdy znów spytają się jak zamierza utrzymać dziecko. Bez prawa do pracy i czegokolwiek poza byciem bitą i zastraszaną nie odpowiadała nic. Z prawem do pracy, lecz bez niej nieraz słuchał jak musi ukrywać, że Bruno zmusza ją do prostytucji i znęca się nad nią, bo razem z Gonxhą może być tylko mieszkając z nim, a on może ją szantażować dowoli. Opóźniony tym pseudo-reporterskim sprawozdaniem operatora obiektyw znów utkwił na chwilę sw&oa