Restaurator 6
Autor: klaudiuszlabaj
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0
l siedział gdzieś w ciemnym kącie i na coś czekał. Na jakiś mój błąd.
Miałem wrażenie, że mnie tam nie ma. Istniała dla mnie tylko droga za szybą. Ciąg lamp ulicznych śmigających do tyłu upewniały mnie, że poruszam się do przodu. Podkomisarz mówił cały czas, powoli i wyraźnie a do mojej świadomości docierały wybiórczo wybrane z kontekstu słowa: znaleziona nieprzytomna, rów przy drodze szybkiego ruchu, brak śladów kradzieży, ciężkie obrażenia zewnętrzne, wstrząs mózgu. Ukryłem twarz w dłoniach.
Boże mój dla czegoś mnie opuścił?
Zatrzymaliśmy się na światłach. Pijany facet stojący przed przejściem dla pieszych, bujał się stojąc w miejscu. Nie ruszył się nawet kiedy miał zielone światło, przeklinał i wygrażał pięścią komuś wyimagowanemu. Widocznie mężczyzna zatrzymał się na zielonym świetle rozpamiętując przeszłość. Nienawidził kogoś czy tęsknił?
Chryste! Moja córeczka! Nie! Mnie tu nie ma!
Ruszyliśmy dalej zostawiając nieszczęśliwca samego z jego bezsensowną walką. Przerwa. Uciekło mi gdzieś kilka minut. Znowu ciąg lamp. Jedna świeci, druga, trzecia, czwarta wypalona, ciemność, piąta świeci, szósta świeci, ciemność, ósma świeci, ciemność, ciemność, światło, a później tylko ciemność. Aż wreszcie wyciąga mnie ktoś z samochodu i otwierają się drzwi szpitala. Jasność korytarzy obudziła mnie na chwilę.
Nie chcę być tutaj! Rzeczywistość mnie przeraża. Moja córeczka tutaj? Niemożliwe. Ona? Dlaczego? Co się stało? To moja wina?
Policjant musi mnie pchać wzdłuż korytarza idę jak na zielonej mili. Skazaniec. Podchodzimy do recepcji. Policjant rzuca nazwisko a pielęgniarka za biurkiem spogląda na mnie ze współczuciem i wstaje niechętnie. Prowadzi nas dalej aż do szklanych drzwi dzielących korytarz z napisem na szybie ‘intensywna terapia’.
Kurwa! Jezus! Maria! Ja pierdole! Niech mnie ktoś stąd zabierze!
Policjant musi mnie już podtrzymywać i ciągnąć. Sam nie zrobiłbym już ani jednego kroku. Mój cień zaczął mi ciążyć i zacząłem z nim przegrywać. Wreszcie docieramy do zamkniętych dużych, białych drzwi, pielęgniarka otworzyła je bardzo delikatnie i powoli. Wprowadzono mnie do słabo oświetlonego pokoju. Dwa łóżka, jedno puste, drugie oświetlone punktową lampą ścienną i z migającą aparaturą podtrzymującą życie. Na łóżku osoba z czarnymi, lekko kręconymi włosami jak u mojej córki. Przysuwają mnie bliżej.
Nie! Nie mogę poznać twarzy mojej córki. Spuchnięta, posiniaczona, pęknięte usta, zmasakrowany nos. Nie mogę, nie chcę, boję się dotknąć jej twarzy bo pewnie zadałbym jej ból. Padam na kolana i delikatnie biorę jej zdrową dłoń jakbym dźwigał z ziemi pisklę, które wypadło z gniazda. Czy żyje? Rurka włożona do jej ust pełźnie do maszyny podtrzymującej życie. W szklanej tubie unosi się i opada harmonia wydająca muzykę życia. Wdech i wydech. Obok na ekranie pulsuje cienka zielona linia, w regularnych odstępach czasu wyrywa się do góry niosąc po sali dźwięk wbijający się w serce i w ucho. Skurcz mięśnia sercowego. Żyje! Schylam czoło aby przyłożyć je do chłodnej dłoni i nie patrzeć na jej zmasakrowaną twarz. Boże mój! Co jej się stało kiedy mnie opuściła? Gdzie była i kto jej to zrobił? Zmysłami zacząłem interesować się tym młodym policjantem. W pokoju został tylko pielęgniarka, czułem ją za mymi plecami, mówiła coś czego nie byłem w stanie usłyszeć, jak wcześniej gliniarza podczas w samochodzie. Nie oderwałem się od córki i nie podniosłem się z podłogi, zamknąłem oczy i słuch mi się wyostrzył. Dźwięk respiratora, elektrokardiografu i słowa pielęgniarki były bardzo bliskie i wyraźne. Ale z bardzo daleka, spod niedomkniętych drzwi dobiegła mnie rozmowa, której nie powinienem usłyszeć.
- Dobry wieczór panie d