raz dwa trzy i...
abym mógł być galopem w dziki pęd koniczyny czterolistny uciekam
od konwulsji myśli i schizofrenii kłamstwa zakotwiczonej na trwałe
w porcie gdzie mewy zapomniały o wzlotach teraz niewidzialne
rozmyślania pośród czterech ścian przekroczyły granicę
ale mam jeszcze skrzydła potrzebuję wolności ptaków białych szali
łopocących na wietrze i widoku z doliny na dom który będzie moim
kiedy pozostawisz w nim swój ślad wszystkimi za i przeciw
zapakuję do niego to co utracone świadomie profanując przeszłość
zabiję komara który wysysał krew ukradkiem udając kukułcze
gniazda wtedy nowy horyzont pozwoli oddychać twoim powietrzem
nieustraszony wskrzesi świty i obudzi dzień w którym skończy się
tułaczka a zacznie historia stworzenia z tobą w roli głównej
chodź do mnie