Ratchet & Clank: misja II: Marcadia, cz III
- Nieźle, chyba niedługo dojdzie do siebie.
- To dobrze. – Odpowiedziałem z ulgą. Westchnąłem. Spojrzałem na komunikator i jeszcze raz, na upartego spróbowałem zadzwonić do Sashy. I tym razem nie dam sobie spokoju, dopóki nie odbierze.
Odebrała za drugim razem.
- Co chcesz, Ratchet? – Zapytała ze smutkiem.
- Nic… Prawie nic… Chcę ci tylko coś przekazać. – Odpowiedziałem. W jej niebieskich, kocich oczach pojawił się cień nadziei.
- No… - Zaczęła mnie poganiać, gdy nic nie mówiłem.
- Twój ojciec żyje. Clank określił jego stan jako stabilny. Przyślijcie kogoś po niego, my sobie nie poradzimy.
- Och… - Szepnęła Sasha, wzdychając. Odwróciła się na chwilę i cos otarła, najprawdopodobniej łzę. Ostatnio cały czas reagowała wybuchami humorów… Ale co jej się dziwić? – Dobrze, zaraz do was przyślę ambulans.
- Czekamy. Rozłączam się.
- Bez odbioru. – Zakończyła Sasha i zniknęła z mojego monitora. Teraz pozostało nam czekać…